"Duch Stalina", Martin Cruz Smith
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuNa tle bezbarwnej literatury sensacyjnej książka za sprawą pióra autora jest prawdziwą perełką. O takich książkach mówi się - sama się czyta. Pełno w niej postaci pełnokrwistych i zaskakujących zwrotów akcji. Opisana Rosja jest brudna i pełna sprzeczności, z jednej strony zawieszona w stalinowskich sentymentach, z drugiej ciążąca ku luksusom Zachodu – te przejawiają się w paskudnych kasynach, amatorskim porno, ponurych dziwkach, motorach i gangsterach.
Wiesz dlaczego Stalin był wielki? – pyta ojciec głównego bohatera, wojskowy – Stalin był wielki, ponieważ kiedy Niemcy pojmali jego syna Jakowa i zaproponowali wymianę, odmówił. Odrzucił propozycję, chociaż wiedział, że wydaje wyrok śmierci na syna.
Na płaszczyźnie fabularnej, duch Stalina jest fałszywym widmem ukazującym się na stacji Czystyje Prudy, gdzie – zgodnie z relacją współczesnych – Generalissimus przetrwał najczarniejsze dni oblężenia Moskwy. Widmo dyktatora unosi się jednak nad całą książką i Rosją, opisaną błyskotliwym piórem Martina Cruza Smitha. Mowa o olbrzymiej tęsknocie za potworem, który utopił kraj we krwi (lub zdaniem niektórych zabił kilku niewinnych) a zarazem zdołał odeprzeć Hitlera, zajął Europę po Niemcy i uczynił z Rosji pierwszoplanowe mocarstwo. To tęsknota za dawną potęgą, gorzka starość ludzi, którzy związali się z systemem, nie przewidując jego kruchości, to także trupy Polaków wykopywane ze zbiorowych mogił, niemieccy żołnierze, którym zabierano obrączki razem z palcem i odżynano zamarznięte stopy, by zatrzymać buty. Stalin, w opinii Smitha uległ całkowitej mitologizacji, rozpiętej pomiędzy zbrodnią i wielkością, a ciążenie ku niemu, odwołania do niego w sferze politycznego sentymentu wynikają z faktu, że nikt przed nim ani po nim nie zdołał tak wyraźnie wyznaczyć kierunku rozwoju państwa, nie scalił w monolit, choć za zaprawę posłużyła krew. Trudno o bardziej trafny tytuł – wąsaty duch wyziera tu z każdej strony.
Trudno też mówić o Rosji człowiekowi z Zachodu i można nabrać wrażenia, że ten kraj właściwie nie istnieje na płaszczyźnie popkultury. Weźmy filmy o tym kraju, kręcone raz na czas przez speców z Hollywoodu, toż za Moskwę nieustannie robi Sofia a za prowincję dziurawe drogi byłego DDR-u. Rosja jest też duchem, konstruktem, zbitką dekoracji wśród których rozgrywa się akcja i chyba tylko Rosjanin, najlepiej, mieszkaniec Moskwy mógłby stwierdzić, czy Smith odrobił zadanie domowe.
Jego Rosja jest brudna i pełna sprzeczności, z jednej strony zawieszona w stalinowskich sentymentach, z drugiej ciążąca ku luksusom Zachodu – te przejawiają się najpierw w postaci najbrudniejszej, w paskudnych kasynach, amatorskim porno, ponurych dziwkach, motorach i gangsterach. Już sam początek książki definiuje jej klimat: kobieta zleca zabójstwo męża, kłopot w tym, że zleceniobiorcy to policjanci, nie ukrywający wcale swojego zawodu. Chcesz żeby ktoś zniknął? Bierz kopertę i zasuwaj na komisariat. Tak jest czy nie jest? Nie wiadomo, choć można się domyślać, że autor bawi się przesadą, właściwą literaturze sensacyjnej.
Wiadomo za to, że Duch Stalina jest świetną książką, jedną z tych o których się mówi, że sama się czyta, że pełno w niej postaci pełnokrwistych i zaskakujących zwrotów akcji. Każdy, kto zna wcześniejsze przygody detektywa Arkadija Renko nie ma prawa się zawieść. Tym razem, nasz sympatyczny śledczy prowadzi dochodzenie za dochodzeniem: w sprawie kolegów z pracy parających się mordem, zabójstwa byłego żołnierza Czarnych Beretów, wydarzeń w Czeczenii, rzeczonego ducha (nieoficjalnie), do tego rzuca go dziewczyna, za to pojawia się chłopak-mistrz szachowy i urwis jakich mało. Słowem, na głowę Arkadija Renko zwala się pół Moskwy, a jeszcze znajdzie się taki, który ją przestrzeli.
Na tle bezbarwnej, kliszowej literatury sensacyjnej Duch Stalina jest prawdziwą perełką, po części za sprawą znakomitego pióra Martina Cruza Smitha, który wyraźnie wyrasta ponad większość kolegów. Ten facet mógłby napisać sagę o wbijaniu gwoździa powodując powszechny zachwyt – nawet relacja z nieludzko nudnego maratonu szachowego zmienia się pod jego ręką w starcie, właściwe walkom bokserskim.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze