Nie ma życia bez seriali
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuCodziennie miliony Polaków siadają przed telewizorami, by oddać się narkotycznemu rytuałowi oglądania seriali. Dzieje się wtedy coś magicznego: zapominają o codziennych kłopotach, podwyżkach, chorobach i braku perspektyw. Dlaczego seriale tak na nas działają?
Dlaczego jesteśmy w stanie godzinami oglądać wyssane z palca historie, które nie mają nic wspólnego z prawdziwym życiem? Odpowiedź jest oczywista: bo lubimy oglądać świat, w którym sami chcielibyśmy się znaleźć. Bo marzymy o bohaterskich czynach, seksualnych podbojach, pieniądzach i sławie. Czy seriale rzeczywiście są nieodzownym elementem naszej codzienności? W jaki sposób wpływają na naszą wyobraźnię i dlaczego skutecznie rywalizują z filmami fabularnymi i książkami?
Jeśli sięgniemy pamięcią do czasów, kiedy seriale rozpoczęły triumfalny podbój naszej wyobraźni, natychmiast przypomnimy sobie słynną Niewolnicę Isaurę, brazylijską telenowelę z 1976 roku. Chociaż w tym samym czasie pojawiły się Polskie drogi, Wojna domowa, Stawka większa niż życie oraz Czterej pancerni i pies, to opowieść o brazylijskiej niewolnicy oczarowała Polaków do tego stopnia, że byli w stanie nosić wpięte w swetry i koszule znaczki z podobizną Isaury. Bo serial ten przenosił nas w egzotyczny świat.
Dziś taka produkcja nigdy nie zdobyłaby masowej publiczności. Z prostej przyczyny: długie, tasiemcowe seriale, w których fabuła rozpisana jest na kilkanaście odcinków, nie odpowiadają szybkości, z jaką – w nieokreślonym kierunku – pędzi dziś świat. M jak Miłość, Moda na sukces czy Plebania mają swoich wiernych odbiorców, ale adresowane są (i rzeczywiście trafiają) do osób w kwiecie wieku lub w wieku podeszłym. Tempo, fabuła, sposób opowiadania współgra tu z charakterystyczną wizją rzeczywistości, w której wciąż jest miejsce na tradycję, religię, duchową refleksję lub miłość (chociaż w przypadku M jak Miłość i Mody na sukces uczucia uległy transformacji, bo nie ograniczają się już do platonicznych wyznań, tylko skłaniają do zdrady, zazdrości i nienawiści; jest to jednak do przyjęcia dla starszego widza, który mimo wszystko lubi na ekranie od czasu do czasu zobaczyć coś pikantnego). Wspólnym mianownikiem tych seriali jest rodzina, w której dochodzi do waśni i sprzeczek, lecz na tyle delikatnych, że nie rozsadzają uświęconej tradycją struktury. To dlatego odejście Hanki Mostowiak z M jak Miłość wzbudziło tyle emocji. Bo w serialową przewidywalność wkradła się śmierć. Bajkowy świat okazał się okrutny i drapieżny, przynajmniej dla jednej postaci.
Drugi typ narracji reprezentuje m.in. cykl seriali CSI: Kryminalne zagadki… (Miami, Nowego Jorku, Las Vegas). Tam trup ściele się gęsto, bo bez morderstw te seriale nie mają racji bytu. Tutaj bohaterowie przeżywają konkretne perypetie, które zamykają się w momencie zakończenia śledztwa. I tyle. Stosunkowo krótki czas trwania (około czterdziestu kilku minut ) pozwala przeciętnemu widzowi „łyknąć” co najmniej 2–3 odcinki dziennie. Widzowie tego typu seriali przyzwyczajeni są do szybkiego przepływu informacji, chętnie oglądając coś, co jednocześnie stanowi odrębną całość i jest elementem większej układanki, budowanej przez cały czas trwania sezonu. Identycznie jest z bijącym rekordy popularności Dr. Housem, który ma do rozgryzienia jeden lub dwa przypadki tajemniczych chorób i ze wszystkim musi dać sobie radę. Oczywiście jego problemy emocjonalne i relacje z kobietami to temat, który ciągnie się na przestrzeni kilkudziesięciu odcinków, ale jest on tylko dodatkiem do aktualnych perypetii.
Ta charakterystyczna dla współczesnego serialu tendencja do skrótowości obecna jest także w literaturze i marketingu. Tak twierdzi Eryk Mistewicz, słynny polski konsultant polityczny, autor wydanej niedawno książki Marketing narracyjny. Mistewicz pisze: Radykalnej zmianie ulega sposób korzystania z informacji. Już nie czytamy, raczej przebiegamy przez tekst. Nie analizujemy, lecz szukamy coraz silniejszych bodźców. Skanujemy tytuły artykułów, zdjęcia, wybicie, nadtytuł, czasami lead, czyli pierwsze kilka zdań tekstu. I jeśli nic nas nie zainteresuje, nie przykuje naszej uwagi, gnamy dalej.
Zwróćmy uwagę na długość rozdziałów współczesnych powieści, chociażby słynnego Dana Browna, autora Kodu Leonarda da Vinci. Krótkie, kilkustronicowe epizody zachęcają do natychmiastowej lektury w autobusie, pociągu lub metrze. Są przez to łatwe do strawienia przez wiecznie zajęty umysł. Tylko takie pisanie może dziś zagwarantować sukces, przekładający się na ilość sprzedanych książek poświęconych nośnym tematom, np. tajemnicom Watykanu. Takie tendencje wykorzystują dziś twórcy kampanii reklamowych, którzy decydują się na opowiedzenie nam ciekawej, pełnej emocji historii, rezygnując z technicznych danych na temat produktu. Dlatego dzisiejsza reklama, podobnie jak literatura, swoją konstrukcją przypomina czterdziestominutowy serial. Prosta, skuteczna zależność.
Konstruując taką opowieść (filmową lub literacką) trzeba pamiętać o kilku podstawowych, fundamentalnych kwestiach, na które w latach 60-tych XX wieku zwrócili uwagę badacze uniwersalnych mitologicznych opowieści. Jednym z nich był Władimir Propp, rosyjski literaturoznawca, który przeanalizował rosyjską bajkę magiczną, wyodrębniając z niej prosty, bardzo przekonujący schemat. Jak ulał pasuje on do Dr. House'a i Kryminalnych zagadek Miami. Otóż w bajkach na początku opisywany jest świat oraz zamieszkałe w nim postacie. Następnie pojawia się zagrożenie, o którym informuje nas pośrednik. To on zwraca się do głównego bohatera z prośbą o pomoc. Ten najczęściej korzysta z czyjejś porady, a następnie wyrusza w trudną, niebezpieczną wyprawę. Wtedy dochodzi do walki, rozwiązania problemu oraz nagrody.
Czy można prościej wyrazić potrzeby czytelników i widzów, którzy czekają na emocje, łzy, strach, ból i nienawiść, najlepiej podane w szybkiej, przystępnej formie? Na pewno będzie to trudne. Zachęcam więc do przeprowadzenia eksperymentu: przeanalizowania kilku odcinków ulubionego serialu właśnie pod kątem schematu Proppa. Okaże się, że oryginalna produkcja, której poświęcamy kilka godzin dziennie, to w rzeczywistości realizacja czegoś, na co wpadli kiedyś ludowi bajarze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze