„Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym”, Jennie Dielemans
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuSzwedzka reporterka, dziennikarka i felietonistka, która w latach 2005 – 2008 podróżowała do najbardziej znanych kurortów na świecie, szczegółowo zapisała swoje spostrzeżenia. Doskonały zbiór tekstów o przemyśle turystycznym. Autorka w sposób jednoznaczny krytykuje postawę wielkich biur podróży i turystów. Lektura, którą należałoby polecać komuś, kto wyjeżdża na wczasy, po jej przeczytaniu wakacyjny wypad do Tunezji, Egiptu lub Hiszpanii straci swój urok.
Chociaż wakacyjny sezon urlopowy mamy już za sobą, warto zastanowić się nad tym, jak funkcjonuje światowy przemysł turystyczny. Bo kupując bilet na wakacje mimowolnie stajemy się częścią potężnego mechanizmu, który stworzony został wyłącznie po to, by wycisnąć z nas każdą złotówkę lub euro. Pisze o tym Jennie Dielemans w doskonałym zbiorze tekstów o przemyśle turystycznym. Dielemans to szwedzka reporterka, dziennikarka i felietonistka, która w latach 2005 – 2008 podróżowała do najbardziej znanych kurortów na świecie, szczegółowo zapisując swoje spostrzeżenia. A nazbierało się ich mnóstwo. Co ważne, są one bezkompromisowe, kontrowersyjne i… bardzo przekonujące. Autorka w sposób jednoznaczny krytykuje postawę wielkich biur podróży, które eksploatują do granic możliwości lokalne środowiska naturalne, wykorzystując m. in. tanią siłę roboczą. Dostaje się również turystom, dla których w zasadzie wszystko jedno jest, gdzie jadą. Dla nich najważniejsza jest czysta plaża, dobre jedzenie i – najlepiej bezpłatne – drinki.
W przemyśle turystycznym jednostka się nie liczy. Przecież to my, wyjeżdżając na wczasy, musimy dostosować się do istniejących warunków. A biuro podróży, jeśli już spotka namolnego klienta, to podziękuje mu za wypełnienie ankiety i przesłanie opinii o jakości hotelu. Dzięki książce Dielemans zaczynamy dostrzegać te ukryte mechanizmy, które czynią z nas bezwolne lalki w szponach wielkich turystycznych korporacji. Taka wiedza jest bezcenna, bo dzięki niej możemy zastanowić się nad tym, co należy zmienić. Dlatego nasz kolejny urlop może być o niebo lepszy od poprzedniego. Właśnie dzięki reportażowi Witajcie w raju.
Książka ma ciekawą konstrukcję, bo swoje refleksje z podróży autorka przeplata z wprowadzeniem do historii turystyki. Dielemans pokazuje, jak idea podróży zmieniała się na przestrzeni stuleci. Dawniej po Europie wędrowali wyłącznie przedstawiciele arystokracji i szlachty – ludzie, których stać było na wydawanie bajońskich sum na podróże. Kiedyś człowiek, który nie wybrał się do Włoch na studia, nie był uznawany za człowieka wykształconego. Dziś wszystko się zmieniło. Owszem, chętnie zachodzimy do muzeów, żeby zrobić kilkanaście zdjęć ulubioną cyfrówką, ale nasza motywacja jest już zupełnie inna. Trzeba przecież udowodnić rodzinie, że wyjechaliśmy na urlop po to, by się czegoś dowiedzieć o świecie, a nie tylko wylegiwać na plaży. Dlatego na robieniu zdjęć wszystko się kończy. Bo później dominuje wyłącznie plaża, basen i sklepy z pamiątkami.
Dielemans pokazuje jeszcze jedno uniwersalne zachowanie współczesnego turysty (bez względu na kraj jego pochodzenia). Otóż lubi on zjeść kilka regionalnych dań, ale kiedy zajdzie do hotelowej restauracji, dysponując opcją „all inclusive”, to i tak rzuca się na frytki, gulasz, spaghetti i sernik.
Wszystko to Dielemans obnaża z mistrzowską precyzją. Poza tym bezlitośnie uderza we właścicieli hoteli, których nie obchodzi ekologia lub szacunek dla ludności lokalnej. Ich działania sprowadzają się do krótkiej sentencji: […] przyjedź, zarób kasę, wyjedź i znajdź nową plażę. Taka strategia w branży turystycznej to odpowiednik tego, co dzieje się we współczesnej, zglobalizowanej gospodarce, gdzie wielkie korporacje, wykorzystują biedę w zacofanych krajach, budują tam fabrykę, płacąc głodowe pensje pracownikom, a potem – kiedy środowisko jest zniszczone – przenoszą produkcję do innego kraju. W przypadku turystyki proceder ten nie jest aż tak brutalny, ale kondycja miejsc, które odwiedza Dielemans, świadczy o istnieniu problemu. Szwedzka dziennikarka zwiedza m. in. Gran Canarię (wyspę usytuowaną na Oceanie Atlantyckim), Hanoi i Wietnam, pokazując, jak przemysł turystyczny zmienił raj w piekło. Fakty są wstrząsające: Na Gran Canarii, graniczących z nią wyspach, a także na całym hiszpańskim słonecznym wybrzeżu nastąpił niespotykany dotychczas boom budowlany, który chociaż początkowo zapewnił miejsca pracy i niezły dochód dla licznych biur podróży i właścicieli hoteli, z czasem przyniósł również spekulacje, nadmierną eksploatację, korupcję, samowolę budowlaną, góry śmieci, nielegalne ścieki i wyrządził poważne szkody w środowisku wodnym.
Reportaże o przemyśle turystycznym nie są lekturą, którą należałoby polecać komuś, kto wyjeżdża na wczasy, bo po ich przeczytaniu wakacyjny wypad do Tunezji, Egiptu lub Hiszpanii straci swój wyjątkowy urok. Okaże się bowiem, że nasza podróż na drugi koniec świata wcale nie jest wyjątkowa. Przecież miliony obywateli wcześniej udały się do tego miejsca i korzystały z hotelu, w którym znajdziemy się za moment. Może więc powinniśmy zorganizować sobie wczasy na własną rękę? To wcale nie jest zły pomysł.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze