Po dziesięciu latach milczenia powraca wielki mistrz kina - siedemdziesięcioletni już Francis Ford Coppola (Ojciec chrzestny, Czas Apokalipsy). Powiem szczerze - obawiałem się tego filmu. Bałem się "syndromu Wajdy" czy w najlepszym przypadku obrazu analogicznego do ostatnich produkcji Scorsese - a więc filmu pięknie sfotografowanego, świetnie zagranego, ale konserwatywnego, zachowawczego, nie wnoszącego nic nowego ani do języka filmowej narracji, ani do twórczości samego reżysera. Nic bardziej mylnego. Młodość stulatka to najodważniejszy film w karierze Coppoli. Zrealizowany z autentyczną pasją, będący świadectwem niezwykłej miłości do kina. Coppola chce w nim powiedzieć i pokazać dosłownie wszystko. Czegóż tu nie ma? Swobodnie mieszają się ze sobą opowieść szpiegowska, metafizyczny traktat, science fiction, love story, kino drogi, thriller polityczny, kino historyczne, psychoanaliza, symbolizm, wschodnia mistyka, europejska filozofia i antropologia, odniesienia do Prousta, Wilde'a, Junga i Manna, odwieczne literackie archetypy (np. motywy Żyda wiecznego tułacza i poszukiwań Odyseusza), intymny autoportret - a wszystko to jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej zbudowanej z erudycji i niezwykłej wprost znajomości kina. Coppola najwyraźniej nakreślił sobie plan stworzenia dzieła życia, swoistego opus magnum. Czy mu się udało? Moim zdaniem nie. Co nie zmienia faktu, że Młodość stulatka jest filmem niezwykle ciekawym i wymykającym się próbom jakiejkolwiek klasyfikacji.
A jednocześnie jest to wielkie kino. Dlaczego? Bo jest skrajnie bezkompromisowe. Siedemdziesięcioletni mentor amerykańskiego kina swobodnie mógłby, wzorem wspomnianego Scorsese, wyrzucać z siebie kolejne Aviatory i Infiltracje. Wzbudzałby zachwyty i odbierał liczne nagrody. Coppoli najwyraźniej nie interesuje odcinanie kuponów i imponowanie techniczną sprawnością (w której mało kto może się z nim równać). Wybiera drogę wielkiego niepokornego, odrzuca bezpieczne rozwiązania. Sięga do źródeł, przypomina wszystkim, że istotą sztuki jest poszukiwanie prawdy i sensu. Coppola eksperymentuje, szuka i wciąż podejmuje ryzyko. W Młodości stulatka niejednokrotnie pudłuje, ale zawsze robi to w wielkim stylu.
Gorąco zachęcam do obejrzenia tego filmu. Chociaż ostrzegam - wynudzicie się. W dwóch trzecich będziecie zerkać na zegarek, stawiając sobie pytanie - dokąd to wszystko zmierza? I po co? Jednocześnie będziecie obcować z ujęciami, które na zawsze pozostaną Wam w pamięci. Dotkniecie wrażliwości twórcy, który naprawdę poszukuje sensu. I poszukuje go pięknie.
Młodość stulatka to naprawdę wielki film. Nawet jeżeli kompletnie nieudany, to jednak wielki.