„Święty Psychol”, Johan Theorin
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuŁagodny gotycyzm w skandynawskim ujęciu. Johan Theorin wykonał koronkową robotę. Interesujące wątki, pozornie rozłożone byle jak, ciśnięte w chaos okazują się elementami precyzyjnej układanki, wiodącej do zaskakującego i wstrząsającego zakończenia.
Oto łagodny gotycyzm w skandynawskim ujęciu. Wyobraźcie sobie szpital psychiatryczny, archaiczny z wyglądu, położony na uboczu, lecz najeżony nowoczesnymi zabezpieczeniami. Pacjenci pozostają w bolesnym zamknięciu, doświadczając jednak pewnych dobrodziejstw szwedzkiego państwa opiekuńczego. Obok szpitala znajduje się przedszkole dla dzieci osadzonych. Spędzają czas z rodzicami pod czujnym okiem strażników. Szpital i przedszkole łączy tunel. A teraz pomyślcie o tym raz jeszcze, spokojnie. Wariatkowo. Przedszkole. Tunel między nimi. Czy to nie jest doskonały punkt wyjścia dla mrocznej historii?
Johan Theorin to wie. I wyciska ze swojego pomysłu każdą smakowitą kroplę krwi.
W przedszkolu zatrudnia się Jan, trzydziestoletni nieudacznik o nieznanej przeszłości. Wiadomo, że był kiedyś zamieszany w zaginięcie pewnego chłopczyka. Dzieciak się odnalazł, porywacza nigdy nie odnaleziono. Jan przyjął pracę kierując się motywami, których nie zamierza zdradzać nikomu. W szpitalu zamknięto jego miłość z dzieciństwa. Jego jedyną miłość. Czy to dziwne, że pragnie ją odszukać, a następnie umożliwić ucieczkę? To zadanie leży na granicy wykonalności, gdyż Święty Psychol (jak potocznie określa się to ponure miejsce) jest doskonale strzeżony. Fakt, iż w gronie pacjentów znajduje się seryjny morderca, a przy tym celebryta, bożyszcze kobiet i ulubieniec mediów dodaje wszystkiemu szczypty niezbędnej grozy.
Jan, wytrwały w swoich próbach dotarcia do ukochanej, wikła się w śliskie interesiki, nakręcane przez personel szpitala. Równolegle poznajemy coraz więcej szczegółów z jego mrocznej przeszłości. Wydaje się, że każda kolejna strona powstała celem wzbudzenia w czytelniku, nomen omen, schizofrenicznej kołomyi. Kim jest Jan? Nieszkodliwym wariatem, psycholem pełną gębą, czy może rozsądnym człowiekiem realizującym kolejne fazy planu, osnutego póki co, tajemnicą? Naprawdę porwał chłopca, wiele lat temu? A jeśli tak, to dlaczego to zrobił? Przecież lubi dzieci i nie ma w sobie nic z psychopaty! Pytania, jak złośliwe duchy krążą w powietrzu.
Johan Theorin wykonał koronkową robotę. Interesujące wątki, pozornie rozłożone byle jak, ciśnięte w chaos okazują się elementami precyzyjnej układanki, wiodącej do zaskakującego i wstrząsającego zakończenia. Lecz nie o to w tej powieści chodzi. „Święty psychol” to mocny, głęboki i poruszając portret jednostki skrzywdzonej, potrzaskanej, zagubionej i targanej sprzecznymi pragnieniami. Momentami, można odnieść wrażenie, że rozleci się na kawałki. Gdzie indziej, przypomina skałę, której nic nie skruszy. Jeśli w każdym z nas tkwi szaleństwo, to Jan, w jakiś sposób jest nami wszystkimi. Albo tą częścią, którą chcielibyśmy z siebie wyprzeć.
Postać Jana pozostaje, przynajmniej w pewnych kwestiach nierozstrzygnięta. Johan Theorin rozrzucił jednak wystarczająco dużo tropów, byśmy mogli sądzić, że „Święty Psychol” odnosi się w równym stopniu do budynku szpitala psychiatrycznego, jak i głównego bohatera.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze