"Róże cmentarne", Marek Krajewski, Mariusz Czubaj
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuSprawnie napisany, wciągający kryminał, którego nie powinno zabraknąć w biblioteczce każdego miłośnika tego gatunku. Mroczna, zabójcza, opisująca najgorsze ludzkie instynkty opowieść o zabójcy, który z inteligencją godną Hannibala Lectera zabija, a w zasadzie, rozpruwa swoje ofiary. Jego działanie jest o tyle niezwykłe, że morderca precyzyjnie kopiuje zbrodnie sprzed lat, popełnione przez ludzi, którzy stali się dla niego wzorem do naśladowania.
To sprawnie napisany, wciągający kryminał, którego nie powinno zabraknąć w biblioteczce każdego miłośnika tego gatunku. Opublikowane przez wydawnictwo W.A.B. Róże cmentarne to dzieło dwóch wyjątkowych pisarzy: Marka Krajewskiego i Mariusza Czubaja. Krajewski to dziś chyba jeden z najbardziej znanych polskich autorów powieści kryminalnych, który popularność zawdzięcza książkom o Eberhardzie Mocku. Mariusz Czubaj to wykładowca, antropolog kultury, współautor Krwawej setki. 100 najważniejszych powieści kryminalnych. Ich Róże cmentarne to mroczna, zabójcza, opisująca najgorsze ludzkie instynkty opowieść o zabójcy, który z inteligencją godną Hannibala Lectera zabija, a w zasadzie, rozpruwa swoje ofiary. Jego działanie jest o tyle niezwykłe, że morderca precyzyjnie kopiuje zbrodnie sprzed lat, popełnione przez ludzi, którzy stali się dla niego wzorem do naśladowania.
Na trop seryjnego mordercy wyrusza nadkomisarz Jarosław Pater – człowiek zbliżający się już do emerytury, który lada moment ma wyjechać na urlop do Grecji. Czeka na niego niespodzianka: przez przypadek jeden z pracowników nadmorskiego tartaku odnajduje ukryte pod tarcicą zniekształcone zwłoki mężczyzny. Natomiast w Krakowie policjanci odkrywają ciało młodej dziewczyny, przy której ktoś zostawił kartkę: Wystarczy Krakowa. Idą wakacje. Pora pooddychać jodem. Tym razem bez atrakcji. Atrakcją będzie śmierć. Odezwę się po swojemu, możecie być pewni. Urlop nadkomisarza Patera pryska jak mydlana bańka. Przed nim niezwykle trudne śledztwo, w którym policjant będzie musiał wykorzystać wszystkie swoje umiejętności, siłę mięśni i przede wszystkim przysłowiowego nosa do roboty.
Konstrukcja fabuły, poszczególne etapy, w jakich autorzy odsłaniają tajemnice zbrodni, są dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, więc nie ma możliwości, by czytelnik dowiedział się czegoś zbyt wcześniej, a samo śledztwo było pozbawione logiki. Poza tym Krajewski i Czubaj świetnie oddali klimat nadmorskich kurortów, w których roi się latem od spragnionych wypoczynku „niewinnych turystów”, zainteresowanych przede wszystkim zimnym piwem i niezobowiązującą erotyczną przygodą: Zmierzchało. Wczasowicze we Władysławowie brali prysznic przed kolejnym ekscytującym wieczorem. Musieli czuć się świeżo, zanim oblepi ich pot na dyskotece lub dansingu, zanim buchnie na nich dym grillowanych kiełbas, zanim drink w kokosie zacznie działać. „Potem będzie już im wszystko jedno”, myślał Pater. „Potem będą się kleić do siebie. I wymieniać między sobą płyny ustrojowe. To doskonały pretekst, by zająć się na moment polską rzeczywistością, w której trudno obyć się bez codziennych porcji alkoholu, siermiężnego języka i banalnej polityki. Trafnie zauważył recenzent Rzeczpospolitej, pisząc: Mimo współczesnego sztafażu rozpoznajemy niezawodne chwyty Krajewskiego, za pomocą których kreował duszne, niepokojące klimaty w Breslau. Jędrne słownictwo na przemian z uwagami lingwistycznymi. Mnogość charakterologicznych dewiacji i potworności. Do tego dużo alkoholu, kac i migrena.
Powieść Róże cmentarne opatrzona została mottem z książki Kazimierza Kwaśniewskiego Zbrodniarz i panna: Chcemy wrócić przed czwartą i pójść nad morze po południu, kiedy słońce słabiej grzeje, a na plaży jest mniej ludzi. W końcu mamy teraz najdłuższe dni w roku… To właśnie wtedy dzieją się rzeczy, z którymi musi się zmierzyć nadkomisarz Jarosław Pater.
Lektura Róż cmentarnych to doskonały pomysł na zimne wczesnowiosenne wieczory, kiedy nikt z nas nie myśli jeszcze o urlopie. Ale w letnią podróż nad morze książki tej lepiej ze sobą nie zabierajmy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze