„Śladem zbrodni”, Tess Gerritsen
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuGerritsen w Śladem zbrodni proponuje połączenie tandetnej historii miłosnej z konwencją szpiegowską. Autorka traktuje czytelniczki jak idiotki, romans jako powieść najgorszego sortu, a na to nie może być zgody.
Śmiałem się tak długo z romansów paranormalnych, że zapomniałem o istnieniu rzeczy znacznie gorszych. Romans paranormalny zasadza się na zderzeniu dwóch konwencji, czyli opowieści miłosnej i nadnaturalnego horroru młodzieżowego. Istniejące zderza się z nieistniejącym. Ludzie są na świecie i się zakochują. Nie ma jednak wampirów i wilkołaków. Opisanie tych postaci, ich uczuciowości i zasad rządzących światem nadprzyrodzonym leży w gestii autora. Kwestionowanie wytworów wyobraźni nie jest rzeczą czytelniczą.
Tess Gerritsen w Śladem zbrodni proponuje połączenie tandetnej historii miłosnej z konwencją szpiegowską. Rodzice pięknej i młodej Beryl zginęli, kiedy ta była młoda. Pracowali na rzecz wywiadu, przeszli na stronę komunistów, a gdy rzecz się wydała, wybrali śmierć. Beryl mogłaby przeboleć to wszystko, lecz raptem dogania ją przeszłość. Najpierw zdarza się bomba, potem kulka, innymi słowy, akcja się zagęszcza. Beryl żyje głównie dlatego, że otaczają ją niezdary. Morderca pomyli ofiary, jakaś niezguła wejdzie pod lufę i śledztwo może się toczyć. Nieocenionym sprzymierzeńcem jest mężczyzna o zmysłowym imieniu Richard, nowoczesny szpieg, biznesmen oraz człowiek pełen czułości. Zgaduj zgadula, wyjdzie tym dwojgu czy też nie?
Asy wywiadu najróżniejszej maści zaludniające tę powieść biedzą się nad zagadką, którą dwunastoletni fan przygód Bonda rozwiązałby w kwadrans. Potrzeba dopiero Beryl, młodej amatorki, aby ukręciła łeb sprawie i wzięła pomstę za umarłych. Niemniej, naiwność pani Gerritsen jest rozbrajająca, nawet jeśli przyłożymy (niesłusznie) taryfę ulgową zarezerwowaną dla groszowych powieści miłosnych.
Czy to możliwe, aby ojciec Beryl zabił własną żonę a potem siebie? Jeden z bohaterów, oczywiście fachowiec w sprawach szpiegowskich, tłumaczy jego zachowanie w sposób następujący: nie byłem w stanie zakwestionować dowodów. Zresztą, to by wyjaśniało śmierć waszych rodziców. Gdyby byli zdrajcami, byłoby dla nich oczywiste, że jeśli wpadną, okryją się hańbą. Bernard zachował się jak dżentelmen, decydując się na takie ostateczne rozwiązanie. To zresztą w jego stylu. Wolał stracić życie niż honor.
Wedle ogólnie przyjętych zasad, zdrajca traci honor w momencie, gdy rozpoczyna pracę dla wrogiego kraju, zaś w wypadku zdemaskowania hańba jest ostatnią rzeczą, o którą musi się martwić. Zresztą honor ma chyba trzeciorzędne znaczenie dla szpiega, dobrej czy złej strony. Zostawmy i to. Czytałem wiele złych książek ale dopiero u Tess Gerritsen dowiedziałem się, kim jest facet, który kropnął własną żonę. Otóż, jest on dżentelmenem. Nieco dalej można przeczytać, że pewien facet został ambasadorem we Francji nie dlatego, że po latach owocnej i ofiarnej pracy w dyplomacji zasłużył na polityczną placówkę, tylko z nadania politycznego, jakby ambasadorami zostawali ludzie najuczciwsi, najbardziej ofiarni i pracowici, za to nie posiadający żadnych koneksji politycznych.
Tess Gerritsen po prostu nie ma bladego pojęcia, o czym pisze. Nie oczekuję po niej powieści szpiegowskiej w stylu Forsythe’a, starczyłaby wesoła bzdura o strzelaniu i wybuchach. Autor nie musi wiedzieć, winien jednak udawać, tymczasem natężenia bzdur w Śladem zbrodni nie wytrzymują nawet groszowe powieści sensacyjne. W tle przelatuje błahy wątek miłosny o tym, jak to ludzie chcieliby być ze sobą, coś im nieustannie w tym przeszkadza, ale przecież koniec jest jasny. Wygląda na to, że autorka traktuje czytelniczki jak idiotki, romans jako powieść najgorszego sortu, a na to nie może być zgody.
Jako nastolatek chciałem zostać szpiegiem. Pragnąłem też, aby mnie kochano. Lektura Śladem zbrodni zabije te marzenia w każdym dziecku.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze