"Hymn demokratycznej młodzieży", Serhij Żadan
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuSerhij Żadan z upodobaniem uprawia literaturę sowizdrzalsko-pijacką, słodko-gorzką. Wciąż sypią się anegdoty, język błyszczy, pojawiają się bohaterowie w stylu Haska, dokrojeni do współczesności i tylko ma się dziwne wrażenie, że czasy I wojny światowej były mniej brutalne niż współczesność na Ukrainie. To dobra książka, zabawna, momentami wzruszająca, napisana prawdziwymi emocjami.
Serhij Żadan minął się z powołaniem – zamiast pisać, powinien wziąć ogromny kredyt, najlepiej na dom, którego nie ma, do tego sprzedać psa, nerkę i dziewczynę, czy też zdobyć kapitał w inny podły sposób. Następnie, jego świętą powinnością jest usiąść w knajpie, zamówić pół litra i snuć opowieści. A historie ma proste i o tym, o czym zwykle się opowiada: miłości, przyjaźni, zdradzie i interesach. Gadałby tak do świtu, do splątania języka, kiwał się nad kolejną półlitrówką, aż opadłaby mu warga, za wargą opadłby i sam Żadan, zasnął na barze, koledzy by wynieśli. Tak powinien spędzić życie, nawiązując przelotne przyjaźnie i miłości, nie wychodząc właściwie z knajpy, aż pewnego dnia by zniknął, nie wiadomo – umarł lub poszedł gdzie indziej – zostawiając legendę opowiadacza. Koniec byłby taki, że ludzie snuliby opowieści o samym Żadanie, sprzedanej dziewczynie i psie, mówiliby wreszcie, że ktoś widział go pijanego w innym mieście, albo natknął się na jego grób.
Tymczasem, Żadan pisze. I to są świetne historie. W porównaniu z wydanym dwa lata wcześniej Depeche mode wychodzi, że naturalna dla pisarza jest forma opowiadania, tamta książka ciążyła ku rozbiciu na kilka historii, tu to rozbicie wynika z samej formy i jest w porządku. Wciąż sypią się anegdoty, język błyszczy, pojawiają się bohaterowie w stylu Haska, dokrojeni do współczesności i tylko ma się dziwne wrażenie, że czasy I wojny światowej były mniej brutalne niż współczesność na Ukrainie.
Serhij Żadan z upodobaniem uprawia literaturę sowizdrzalsko — pijacką, słodko — gorzką, anegdotyczną, właściwie, literaturę na literatury pograniczu. Nie chodzi tutaj o język, który zawsze grał u Ukraińskiego pisarza. Ale doskonale wyobrażam sobie te opowieści nie zapisane, lecz wypowiedziane w zadymionej knajpie, nad kieliszkiem wódki. Być może nawet zakucie w zapis odbiera braciom Lichujom, cyganom, gejom i moczymordom jakąś iskierkę życia.
Gdyby były to po prostu zwykłe historie – o pierwszym w mieście klubie dla gejów, kręceniu filmów erotycznych, handlu wizami i ludźmi, pijaństwie i laniu się po pyskach – albo Żadan debiutował Hymnem demokratycznej młodzieży wszystko byłoby w porządku. Ale nie jest. Tymczasem, jego Ukraina w ogóle się nie zmienia, jest dokładnie tak, jak w Depeche Mode, picie, kombinowanie no i rozkład struktur społecznych. Nihil novi – czas tam w tym Charkowie stanął, czy co? Aby wpaść na to, że Bóg umarł, rodzina się posypała, najlepiej ma kombinator, nie trzeba być orłem, żadna to też teza na książkę, a na dwie to już wcale. Rozpad tradycyjnych struktur nie jest bowiem cechą Ukrainy, lecz całej Europy, nie od dziś też wiadomo, że cwaniacy najczęściej mają dobrze. Czymś nowym jest jedynie oczywistość takiego stanu rzeczy: po prostu trzeba kombinować, coś się posypało – rozpad jest naturalnym środowiskiem ludzi przywołanych przez Żadana. Jak błędne ognie na bagnach pojawiają się iskierki nadziei, miłość i przyjaźń, ludzie ku nim wędrują i kończy się to jak zwykle. To świat jak u nas tylko ciut gorszy, głównie w wymiarze ekonomicznym, dziki i dziwny. Tu nory bandytów trwają sobie w cieniu korporacji, a retoryka antykonsumpcjonizmu funkcjonuje równolegle ze skupieniem się na biedzie i beznadziei.
Ale to dobra książka, zabawna, momentami wzruszająca, napisana prawdziwymi emocjami. I jeśli ktoś zaczyna przygodę z Żadanem, Hymn demokratycznej młodzieży wydaje się najlepszym wyborem. Marcin Wojciechowski wyraża nadzieję, że autor, opisawszy tak udanie młodzież Ukrainy (swoją drogą, momentami trzydziestoletnią), będzie jej towarzyszył i opisywał jej ewolucję. Też chciałbym, bo kolejna książka utrzymana w tym stylu będzie już przesadą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze