„Czarownik Iwanow”, Andrzej Pilipiuk
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuZasługą autora jest wprowadzenie nowej postaci do panteonu polskich bohaterów fantastycznych, Jakuba Wędrowycza, wiecznie pijanego egzorcystę, który za pomocą sprytu i nie uznawania kompromisów wychodzi cało z każdej kabały. Doczekaliśmy się bohatera na wskroś polskiego, drania, pełnego wad, ale nie pozbawionego poczucia sprawiedliwości. Jest prosto, rubasznie i śmiesznie. W tle mamy polską wieś, biedną, kolorową, prawdziwą. Format kieszonkowy, za przystępne pieniądze. Lektura obowiązkowa.
Królem polskiej fantastyki od zawsze pozostaje Sapkowski. Dzieje się tak mimo stałej tendencji spadkowej: każda książka twórcy Wiedźmina jest słabsza od swojej poprzedniczki, a są i tacy którzy twierdzą, że najlepszy był jego debiut w Nowej Fantastyce. Niemniej, Sapkowski twardo siedzi na swoim tronie mimo licznych prób detronizacyjnych. Kilka lat temu wydawało się, że numerem jeden okaże się Andrzej Ziemiański, autor bestsellerowego cyklu Achaja; ten jednak obniżył loty by wreszcie zamilknąć. Niewiele brakowało też Jarosławowi Grzędowiczowi, który zakasował całą konkurencję Panem lodowego ogrodu – ale największe szanse na zerwanie korony z głowy Sapkowskiego ma Andrzej Pilipiuk i to on, być może stanie się najpopularniejszym fantastą w Polsce.
Czarownik Iwanow dość dobrze oddaje cechy jego pisarstwa. Jest prosto, rubasznie i śmiesznie, bimber leje się strumieniami, mnożą się sprośne żarty. Zasługą Pilipiuka jest wprowadzenie nowej postaci do panteonu polskich bohaterów fantastycznych. Mowa o Jakubie Wędrowyczu, wiecznie pijanym egzorcyście, który za pomocą sprytu i nie uznawania kompromisów wychodzi cało z każdej kabały. Tu konkretnie musi się zmierzyć z tytułowym Iwanowem, pogańskim kapłanem mszczącym się cyklicznie za zniszczenie swej gontyny, popływa sobie na oponie, zmierzy się z wampirem, wypije masę procentów i pokaże diabłu, gdzie jego miejsce.
Humor nie jest może zbyt wyszukany, postacie przerysowano świadomie, niektórych może drażnić prostota kolejnych akapitów. Nie o to jednak chodzi. Doczekaliśmy się bohatera na wskroś polskiego, trochę bohatera a trochę drania, pełnego wad, ale nie pozbawionego swoistego poczucia sprawiedliwości. Z charakteru i przekonania, Wędrowycz jest liberałem, anarchistą, takim chodzącym liberum veto: nie znosi urzędników, akcyz, prób regulacji życia społecznego. A kto wejdzie mu na podwórko, dostanie widłami po grzbiecie. I cześć.
W tle znajdujemy Polskę, o którą literaci rzadko się upominają. Wieś biedną, ale skrzącą kolorami, świadomie przerysowaną, ale w jakiś sposób: prawdziwą. Pilipiuk nie ma pióra Myśliwskiego, brak mu też wściekłości, którą wyróżniał się młody Redliński. Ratuje go całkowity brak poczucia misji, nie próbuje wsi opiewać ani nad nią się pastwić – po prostu, wrzuca w kadr kolejne obrazy, które, traf chciał, są pełne życia.
Pilipiuk to nie tylko Wędrowycz, ale i cała filozofia pisania: autor w pełni świadomie rezygnuje z literackich ambicji koncentrując wysiłki na zapewnieniu czytelnikowi zabawy podczas lektury. Programowo unika eksperymentów formalnych i kreuje kult rzemiosła w miejsce „artyzmu” kojarzonego z literaturą głównonurtową, koniec końców, nazywa siebie wielkim grafomanem i jest z tego dumny. Tymczasem, Wędrowycz obrósł w Polsce nielichym kultem, w Wojsławicach odbywa się nawet coroczna impreza jemu poświęcona, ludzie rysują komiksy i pozostaje nam wyglądać filmu i gry komputerowej. Wędrowycz zawładnął masową wyobraźnią, książki o jego przygodach są bowiem jak wódka: łączą ludzi o różnej umysłowości, zainteresowaniach, wyobraźni. Można z Pilipiukem się spierać, można nie lubić jego pisania, ale nie znać – wstyd.
Szczęściem, Fabryka Słów wypuściła Czarownika Iwanowa w formacie kieszonkowym za przystępne pieniądze. Lektura obowiązkowa.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze