"Dzienniki motocyklowe", reż. Walter Salles
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuBohatera tego filmu nie trzeba nikomu przedstawiać. Jest nim Ernesto “Che” Guevara, towarzysz Fidela Castro, minister rządu w Hawanie, niestrudzony popularyzator nieśmiertelnej idei komunizmu. Ale zanim Ernesto Guevara został legendarnym Che, był zwykłym studentem medycyny. Potencjał rewolucjonisty uaktywnił się w nim za sprawą podróży motocyklem, którą opisał właśnie w Dziennikach motocyklowych.
Bohatera tego filmu nie trzeba nikomu przedstawiać. Jest nim Ernesto “Che” Guevara, towarzysz Fidela Castro, minister rządu w Hawanie, niestrudzony popularyzator nieśmiertelnej idei komunizmu. Ale zanim Ernesto Guevara został legendarnym Che, był zwykłym studentem medycyny. Potencjał rewolucjonisty uaktywnił się w nim za sprawą podróży motocyklem, którą opisał właśnie w Dziennikach motocyklowych.
Ten skądinąd urokliwy filmu jest tak naszpikowany modnymi tematami, ze można by nimi obdzielić tuzin innych filmów. Przede wszystkim jest młody Guevara, czyli najmodniejsza ikona anty-czegoś tam. Gra go sam Gael Garcia Bernal, prawdziwy David Beckham ambitnego kina. Sytuacja przedstawia się analogicznie, jak w wypadku filmu The Doors z pamiętna rolą Vala Kilmera. Rozchodzi się o to, żeby odtwórca roli przystojnego herosa był jeszcze ładniejszy od oryginału. Tu również aktor przyćmiewa urodą prawdziwego Che Guevarę.
Alterglobalistyczny mesjasz Che odbywa w Dziennikach podróż, która staje się jego inicjacją w dorosłość, podczas której kształtują się zręby jego światopoglądu. Robi to samo, co dziś czynią rzesze beztroskich reprezentantów klasy średniej; włóczy się po świecie. Jest prekursorem backpackerów, konkwistadorem turystycznych przestrzeni. Odkrywa m.in. inkaskie sanktuarium Machu Picchu, które dziś jest zatłoczonym punktem widokowym rangi kambodżańskiego Angkor Wat czy egipskich piramid. Przyznam, że oglądając Dzienniki nie mogłem odpędzić złośliwego wrażenia banalności. Cały czas wydawało mi się, że bohaterowi filmu brakuje jeszcze do szczęścia tylko… koszulki z Che Guevarą.
Jednakże Dzienniki ogląda się z przyjemnością. Pod względem artystycznym film stylizowany jest na reportaż w stylu Discovery Channel, pomieszany z bitnikowskimi klimatami à la W Drodze Jacka Kerouaca. Surowe, niewystylizowane zdjęcia, prosty montaż, z rzadka przebitki onirycznych retrospekcji. Wszystko okraszone gitarową muzyką i szacunkiem wobec „naturalnych efektów specjalnych”, czyli piękna mijanych krajobrazów. Przyszły Che i jego kompan, rubaszny biochemik Alberto (świetna rola Rodrigo de la Serna), przemieszczają się po latynoamerykańskich pustkowiach na zdezelowanym motocyklu. Poznają nędzę klasy robotniczej i chłopskiej, podrywają dziewczyny, myją trędowatych… Do tego cementują swoją przyjaźń, no i podróżują w głąb siebie.
Konwencja kina drogi sprzyja pokazywaniu przemiany, a reżyser Walter Selles odwalił kawał dobrej roboty. Udało mu się przedstawić wiarygodny wycinek życia, opowiedziany językiem poezji. Ładne.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze