W centrum wydarzeń jest tutaj tytułowy ghost writer (Ewan McGregor). Do końca filmu nie poznamy nawet jego imienia, bo też i anonimowość jest sednem tej profesji.
[photo position="inside"]20327[/photo]Autorzy widmo to ci, którzy spisują (auto)biografie znanych postaci z życia publicznego, nie roszcząc sobie później (za odpowiednio sowitą opłatą) praw do ich autorstwa. Tym razem celem ghosta ma być ukończenie wspomnień słynnego w całym świecie, kontrowersyjnego angielskiego premiera Adama Langa (wyraźnie wzorowany na postaci Tony'ego Blaira Pierce Brosnan). Ukończenie, a nie napisanie, bo manuskrypt jest prawie gotowy. Problem w tym, że poprzedni ghost zmarł w tajemniczych okolicznościach (jego ciało wyrzuciło morze, policja orzekła samobójstwo). McGregor przybywa na odciętą od świata ekskluzywną wyspę, rozpoczyna serię wywiadów z Langiem, ale od początku coś jest nie tak.
[photo position="inside"]20328[/photo]Ktoś wyraźnie obserwuje ghosta, Lang uparcie milczy na temat pewnych okresów swojego życia, pomiędzy domownikami ekskluzywnej rezydencji panuje dziwaczne napięcie. Chwilę później wybucha skandal - Lang zostaje oskarżony o współudział w ludobójstwie (chodzi o niedemokratyczne metody walki z terroryzmem), rozpoczyna się medialna nagonka. Ghost próbuje odciąć się od całego zamieszania. Sumiennie wykonuje swoje obowiązki, dokopując się do coraz to bardziej zaskakujących szczegółów. Dziwnym trafem jego praca najwyraźniej budzi w otoczeniu byłego premiera większe zainteresowanie niż zagrażająca Langowi ekstradycja i proces przed trybunałem haskim.
Nieco gorzej jest, kiedy akcja nabiera tempa, a reżyser zaczyna wyjaśniać nam kulisy spisku. Tutaj mogą razić drobne uproszczenia, pewne nielogiczności, czyli tzw. scenariuszowe dziury, których tym razem nie ustrzegł się Polański.
[photo position="inside"]20331[/photo]Może zawinił pospieszny montaż (istotny był termin premiery na festiwalu w Berlinie), może zadziałała zwyczajowa ułomność kinowej adaptacji względem literackiego pierwowzoru (w książce zawsze jest więcej czasu i miejsca na nakreślenie szerszego niż w wypadku filmu kontekstu zdarzeń). Ale tę drobną słabość narracyjną twórcy skutecznie pokrywają perfekcyjną realizacją. Bo naprawdę wyśmienite jest tutaj aktorstwo. Poza powszechnie chwalonymi McGregorem i Brosnanem nie sposób nie wspomnieć o Olivii Williams (to najlepsza kreacja w Autorze widmo) i zaskakująco dobrze radzącej sobie gwieździe Seksu w wielkim mieście Kim Cattrall.
[photo position="inside"]20332[/photo]Na osobne brawa zasługuje Paweł Edelman (jego zimne, świetnie wygrywające wszelkie niuanse opuszczonego zimą modnego uzdrowiska zdjęcia wydają się wręcz telepatycznie zbieżne z intencjami reżysera). No i finał. Bo nawet jeżeli Polański odrobinę nabroił, nieco zbyt pospiesznie objaśniając kulisy nakreślonej przez siebie intrygi, finał zaserwował naprawdę mocny i poruszający.
Autor widmo nie jest (jak chcieliby tego niektórzy publicyści) arcydziełem. Ustępuje wielu wcześniejszym filmom Polańskiego (choćby już wspomnianym, niedawnym Oliverowi Twistowi i Pianiście).
[photo position="inside"]20333[/photo]Ale nie o to tu chodzi. Bo Ghost Writer to przede wszystkim dowód na to, że autor Noża w wodzie wciąż jest w formie, wciąż kręci kino na najwyższym światowym poziomie. I co najważniejsze: nadal doskonale rozumie (i aktywnie komentuje) współczesność. W jego wypadku nie może być mowy o syndromie Wajdy, Kawalerowicza czy ostatnio choćby Scorsese (a więc o emerytach kręcących wysmakowane estetycznie, ale coraz mniej kogokolwiek interesujące filmy). Polański przeciwnie, wciąż jest na czasie. Przykład?
[photo position="inside"]20334[/photo]Choćby to, że angielska premiera Autora widmo w zaskakujący sposób zbiega się z początkiem prac tzw. komisji Chilcota (komisji śledczej, która ma prześwietlić nadużycia m.in. Tony'ego Blaira w trakcie wojny z terroryzmem). Zbieg okoliczności? Być może. Ale tych zbiegów okoliczności jest więcej. Choćby to, że obecna sytuacja Polańskiego bardzo przypomina los filmowego Adama Langa (groźba ekstradycji, domowy areszt w luksusowym kurorcie). I tak było z Polańskim zawsze. Nieżyczliwi mu filmoznawcy od dawna dowodzą, że wszystkie nieszczęścia wykrakał sobie sam, kręcąc kolejne filmy. I coś w tym jest. Ale jest to też temat na zupełnie już inny tekst.