Otwarcie zapowiada klasyczny kryminał, ale wkrótce zaczyna się jazda po bandzie. Z londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej ktoś buchnął ogromną kałamarnicę. Zakonserwowane zwierzę, niedawno wyłowione, stało w gigantycznym pojemniku, w jednej z sal. Kradzieży, właściwie niemożliwej do wytłumaczenia, dokonano niemal na oczach Billy'ego, spokojnego pracownika muzeum, który nieoczekiwanie dla siebie znajduje się w centrum dziwacznych wydarzeń. Najpierw ktoś za nim chodzi. Zgłaszają się policjanci, przypominający raczej uciekinierów z psychiatryka niż stróżów prawa, potem, cóż, z małej paczki wyłazi dorosły gość z małym chłopcem, zabijają kumpla Billy’ego, a samego muzealnika ciągną wprost do lokalnego gangstera, mającego postać mówiącego tatuażu na plecach.
Billy, uratowany cudem, orientuje się, że Londyn aż skrzy od magii: napotyka sektę, czczącą krakena jako bóstwo, istotę pamiętającą czasy starożytnego Egiptu, innego bandziora, mającego, traf chciał, postać atramentu, i rozmawia z figurkami ze Star Treka. Są też anioły, oraz liczne grupy wyznawców rzeczy najdziwniejszych, w tym naziści chaosu i ludzie życzący sobie, aby Bóg spuścił potop i świat pogrążył się w głębinach. Z tego też powodu sprzyjają globalnemu ociepleniu i robią krecią robotę w melioryzacji. Okazuje się, że Arka Przymierza była pierwszą w historii łodzią podwodną. Do tego wszystkiego dochodzi perspektywa dwóch alternatywnych końców świata i strajk Chowańców, mających dosyć pracy za kija i marchewkę.
Powyższe streszczenie zapowiada dziką komedię, wydawca zapowiada deliryczną podróż w otchłań mroku, tymczasem prawda znajduje się pośrodku. Mieville napisał zjadliwą, czarną humoreskę, gdzie akty okrucieństwa przedzielane są komizmem, lub, co częściej, występują jednocześnie. Można mieć żal do pisarza o zbytnie uleganie poszczególnym, fantastycznym zresztą pomysłom – połowę z postaci i wydarzeń można by skreślić lub ułożyć w innym porządku, ewentualnie dopisać drugie tyle. W ten sposób, Kraken ciągnąłby się w nieskończoność.
Najbliższym porównaniem wydaje się być Nigdziebądź Neila Gaimana. Tam też brytyjski everyman odkrywał magiczną stronę Londynu. Duet morderców, prześladujący Billy’ego i jego przyjaciół żywo przypomina Croupa i Vandermana z tamtej książki. W odróżnieniu od Gaimana, Mieville jest prawdziwym pisarzem i wkracza w rejony, przed którymi cofał się jego mniej utalentowany poprzednik.