"S@motność w sieci", reż. Witold Adamek
DOROTA SMELA • dawno temuNa warsztat filmowców powędrował największy polski bestseller ostatnich lat - "S@motność w sieci" Janusza L. Wiśniewskiego. Tu sprawa była jednak nieco trudniejsza niż w przypadku Grocholi. Ekranizacja książki nie sprowadzała się bowiem do odmalowania uczuciowych rozterek głównej pary bohaterów, ale wymagała od twórców pochylenia się nad kondycją ponowoczesnego świata, gdzie życie toczy się częściowo w przestrzeni wirtualnej.
Po sfilmowaniu kompletnej listy rodzimych lektur szkolnych nasi reżyserzy stanęli przed nie lada dylematem: co dalej?! Idąc za głosem Andrzeja Wajdy, który zawyrokował, że brakuje nam dobrych scenariuszy oryginalnych, postawili na tworzoną w Polsce literaturę średnich lotów, której sztandarową przedstawicielką jest Katarzyna Grochola. W ten sposób na ekrany kin przebojem wdarła się komedia romantyczna Nigdy w życiu Ryszarda Zatorskiego i jej dwie kontynuacje-rozgałęzienia: Tylko mnie kochaj tegoż Zatorskiego i Ja wam pokażę! Denisa Delicia.
Nie dziwi więc fakt, że jako następny na warsztat filmowców powędrował największy polski bestseller ostatnich lat - "S@motność w sieci" Janusza L. Wiśniewskiego. Tu sprawa była jednak nieco trudniejsza niż w przypadku Grocholi. Ekranizacja książki nie sprowadzała się bowiem do odmalowania uczuciowych rozterek głównej pary bohaterów, ale wymagała od twórców pochylenia się nad kondycją ponowoczesnego świata, gdzie życie toczy się częściowo w przestrzeni wirtualnej. Z pokazania hi-techowej oprawy tejże reżyser Witold Adamek wywiązał się znakomicie. Jego S@motność to bez wątpienia najlepszy pod względem osiągnięć technicznych polski film w historii, który momentami nie odbiega poziomem od Matriksa braci Wachowskich. Animacji komputerowych stworzonych przez Polaków naprawdę nie powstydziłyby się największe hollywoodzkie studia!
Problem zaczyna się, gdy po krótkiej chwili zachwytów nad nimi zadajemy sobie pytanie, czemu te wizualne fajerwerki mają właściwie służyć. A czasu mamy na to sporo, bo film trwa bite dwie godziny. Niestety z każdą minutą jesteśmy coraz dalsi od znalezienia odpowiedzi. Po ukończeniu pracy nad obrazem dumny z siebie Adamek powiedział: "S@motność w sieci jest uniwersalną, powszechnie zrozumiałą opowieścią o tym, co naprawdę łączy ludzi — o miłości". Ja mogę jedynie potwierdzić, że jest opowieścią. Długą, nudną i zupełnie odrealnioną. O ile w przypadku Tylko mnie kochaj przedstawiciele Polski B mogli mieć problem z nazwaniem wszystkich luksusowych przedmiotów na ekranie, o tyle S@motność w sieci nawet aspirująca klasa średnia, z której wywodzi się przecież pierwszoplanowa postać Ewy (Cielecka), będzie oglądać niczym kino science fiction. Co gorsza, science fiction zarówno w znaczeniu dosłownym, jak i przenośnym. W rzeczywistości nie jest bowiem tak, że byledziennikarka telewizyjnego newsroomu może już wykładać grube tysiące na rozbijanie się po Europie, ani tak, że w tamtejszych hotelach e-maile przepisują recepcjoniści. Przykładów takiego drażniącego mijania się z realiami życia mamy w filmie Adamka znacznie więcej.
W utożsamieniu się z głównymi bohaterami, zmagającymi się z uczuciem dojmującej samotności, nie pomagają świetne skądinąd zdjęcia miast, które rzeczywiście mogą człowieka przytłoczyć, jak Berlin, Paryż czy zniszczony huraganem Katrina Nowy Orlean (chociaż uwspółcześnienie akcji — podyktowane rozwojem komunikacji elektronicznej, jaki dokonał się od czasu powstania powieści Wiśniewskiego — należy akurat zapisać S@motności w sieci na plus). Motywacji Ewy nie rozumiemy — czym Jakub (Chyra), przy całej swej wrażliwości i potędze intelektu naukowca, różni się od jej męża pracoholika (Bobrowski), że miłośniczka sztuki tak łatwo decyduje się na zdradę? Iście "matriksowa" scena rozdwojenia jej jaźni, która ma nam to wszystko tłumaczyć, razi banałem i tylko wzmacnia wrażenie, że autentyzmu emocjonalnego w tym filmie zabrakło.
Tak czy inaczej S@motność w sieci otwiera w polskim kinie nowy rozdział. A czy warto spinać się, by dogonić Amerykanów w tym, co robią najlepiej na świecie, to już temat na osobne rozważania.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze