„Farma lalek”, Wojciech Chmielarz
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPorządny kryminał, w sam raz na wakacje. Na tle krajowej biedy, Chmielarz pozostaje rasowym autorem kryminałów. „Farma lalek” jest zupełnie przyzwoicie napisana.
„Farma lalek” to druga – po „Podpalaczu” - część cyklu z komisarzem Mortką w roli głównej.
Po umiarkowanie szczęśliwie zakończonej sprawie ursynowskiego piromana Mortka ląduje w Krotowicach, miasteczku położonym gdzieś na Dolnym Śląsku. Jego przeniesienie jest, od strony formalnej, częścią programu dla policjantów, uchodzi za degradację, a faktycznie należy je uznać za sposób, aby zmaltretowany życiem komisarz jakoś doszedł do siebie. No bo cóż może się wydarzyć w spokojnych Karkonoszach?
Tymczasem dzieje się i to sporo. Najpierw, bez wieści przepada pewna dziewczyna. Podobne zaginięcie zdarzyło się już wcześniej. Mortka błyskawicznie aresztuje podejrzanego, młodego człowieka o pedofilskich skłonnościach. Bogaty tatko wysłał go do Krotowic, aby nie broił. Facet, lekko przyciśnięty, przyznaje się do dwóch gwałtów zakończonych morderstwem i śledztwo zostałoby zamknięte gdyby nie fakt, że dziewczynka znajduje się cała i zdrowa. Schowała się na terenie nieczynnej kopalni. Tam Mortka znajduje cztery zmasakrowane ciała młodych kobiet…
Seryjny morderca – czegoś takiego Krotowice jeszcze nie widziały. Nic dziwnego, że policja staje na tonfach, żeby złapać sprawcę. Podejrzenia kierują się w stronę pobliskiego osiedla Cyganów. Cóż, ci nigdy nie cieszyli się sympatią miejscowych, a jeden z nich, krewki Lucas zostaje wytypowany na podejrzanego. Psi nos podpowiada Mortce, że błądzą – Lucas to drań i brutal, ale brak mu systematyczności i inteligencji, koniecznej przecież do seryjnego mordowania.
Mortka ma i inne problemy. Niedawno się rozwiódł, na nowego faceta byłej żony patrzy z wściekłością i właściwie na patrzeniu musi skończyć. Kontakt z synami mógłby być tylko lepszy. Wylądował na zadupiu, uwikłał się w śledztwo nie rokujące na szybkie rozwiązanie, popija browar i żywi się pizzą z mrożonek. W oko wpada mu Olga, piękna dziewczyna podająca się za dziennikarkę. Krótki romans będzie miał jednak długie i nieprzyjemne konsekwencje.
Chmielarz, tym razem koncentruje się na miasteczku i jego mieszkańcach, odpuszczając sobie szczegółowe opisy rozterek sympatycznego komisarza. Mortka jest facetem, którego trudno nie polubić, w jakiś sposób polskim – ledwo wiąże koniec z końcem, braki w portfelu nadrabia uczciwością, czasem coś zawali, czasem zachowa się jak trzeba, no i nie odpuszcza. Raz złapawszy trop, będzie za nim szedł, okrężną drogą potykając się na wybojach, ale w końcu osiągnie cel.
Lektura pozostawia podobny poziom satysfakcji, co „Podpalacz” - ot, porządny kryminał, w sam raz na wakacje. Odnoszę jednak wrażenie, że Wojciech Chmielarz uleczył niedostatki swojego pisarstwa, jednocześnie zapominając o tym, co już potrafił. W odróżnieniu od debiutu, „Farma lalek” jest zupełnie przyzwoicie napisana, dialogi już tak nie trzeszczą. Próżno jednak szukać eleganckiej kompozycji, znanej z pierwszego tomu. Winowajcę całego zamieszania Chmielarz wybrał wedle zużytego już schematu „zabija ten, który jest poza wszelkim podejrzeniem”, wskutek czego czytelnik odgadnie zagadkę w rejonach pięćdziesiątej strony. Niezbyt szczęśliwy tytuł odsłania tajemnicę śmierci dziewczyn. Żal też pochopnie potraktowanego wątku cygańskiego. Niemniej, na tle krajowej biedy, Chmielarz pozostaje rasowym autorem kryminałów. Czekam na trzeci tom przygód zacnego Mortki – skomponowany jak pierwszy, napisany jak drugi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze