„Maybe someday” Colleen Hoover, Wydawnictwo Otwarte – recenzja
ALICJA BARSZCZ • dawno temuIstnieją książki, na których opisanie brakuje słów. Są zbyt wciągające, za bardzo wzruszające, zbyt mocno zapadają w pamięć… Co wtedy robię? Zaczyna pisanie recenzji od okładki!
Okładka „Maybe someday”
Zdjęcie w sepii przedstawia kobietę leżącą na plecach, której włosy spływają w dół – trochę przypomina mój ukochany plakat filmowy do filmu „Pachnidło”, tylko w tym przypadku nie jest widoczna twarz kobiety. Jedną ręką dotyka swoich włosów, drugą ma przerzuconą przez czoło, jakby nad czymś myślała. Nie sprawia wrażenia smutnej, ale właśnie skupionej i rozmarzonej… Od razu więc możemy się domyślać, że historia będzie o miłości! Ale jak skomplikowanej, w życiu nie przyszłoby nam do głowy.
Treść „Maybe someday|
Sydney jest studentką, która wbrew woli rodziców nie chce zostać prawnikiem, ale nauczycielką muzyki. Muzyka jest dla niej wszystkim, układa słowa do piosenek, śpiewa i uwielbia zespół Sounds of Cedar. Pracuje w bibliotece, gdyż sama musi opłacać swoje mieszkanie i studia. Rodzice nie chcą wspierać jej finansowo, skoro wybrała nie ten kierunek, który oni chcieli. Sydney mieszka ze swoją ukochaną przyjaciółką Tori i od kilku już lat ma chłopaka Huntera. Choć nie jest pewna, czy chce z nim przeżyć resztę swojego życia, dobrze jej w tym związku. Całe jej poukładane życie zmienia się jednak w dniu jej 22. urodzin, kiedy to dowiaduje się, że jej przyjaciółka i chłopak sypiają ze sobą. Przyjemne urodziny, prawda? Zdrada najbliższych osób jest najtrudniejsza…
Sydney zostaje więc bez dachu nad głową, bez pracy, bez torebki z pieniędzmi i na dodatek w strugach deszczu. Prawdopodobnie wróciłaby z tzw. podkulonym ogonem do rodziców, gdyby nie Ridge. Ridge jest muzykiem, układa melodie oraz słowa piosenek lecz ostatnio przeżywa blokadę twórczą – przynajmniej jeśli chodzi o słowa. Z reguły ćwiczy na gitarze na balkonie, który przypadkiem znajdował się po drugiej stronie ryneczku od mieszkania Sydney. Tym sposobem zawsze około 20.00 dwoje nieznanych sobie osób kochających muzykę spotykało się po przeciwnych stronach placu na swoich balkonach. On grał, ona śpiewała pod nosem wymyślone przez siebie słowa do jego piosenek, co nie umknęło uwadze muzyka w kryzysie twórczym. Pewnego dnia rozpoczyna się między nimi konwersacja smsowa. Warto przecież poznać słowa, które tak ciężko ułożyć, a komuś innemu przychodzą z taką łatwością.
Ridge przygarnia Sydney do swojego mieszkania – i tak szukali współlokatora – tym sposobem zaczynają wspólnie pracować nad piosenkami dla zespołu.. tak! Dla Sounds of Cedar! W zamian za pomoc, Sydney może nie płacić za mieszkanie i spokojnie szukać nowej pracy oraz uczyć się – rozsądna propozycja, tym bardziej, że robi się to, co się lubi. Wszystko może potoczyłoby się inaczej, gdyby nie fakt, że Ridge jest niesłyszący… By tworzyć, musi na swój sposób słyszeć dźwięki poprzez drgania, dlatego w czasie wspólnie spędzanych wieczorów, wiemy, że prędzej czy później między tą dwójką osób dojdzie do czegoś więcej, że ich zwykłe przyjacielskie rozmowy i wspólna praca obudzą w nich uczucie, którego nie sposób będzie pokonać czy odrzucić. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie kilka „drobnych” faktów: Ridge ma dziewczynę, jest z nią od pięciu lat, kocha ją, Sydney ją bardzo polubiła, a na domiar tego wszystkiego Maggie (bo tak mam na imię) przyjeżdża do Ridge’a zaledwie raz na 2–3 tygodnie i jest chora na cukrzycę powiązaną z mukowiscydozą, więc jej życie nie będzie długie i szczęśliwe…
Znaczenie „Maybe someday”
I jak tu być człowiekiem zgodnym z własnym sumieniem? Jak spełnić swoje marzenia, nie krzywdząc przy tym innych osób? To problem, przed którym stają bohaterowie książki Colleen Hoover. Autorka znakomicie opisała dylemat moralny oraz emocje, jakie towarzyszą życiu człowieka i muzyce. Bo muzyka jest nieodłącznym elementem tej książki. Niezwłocznie spełniłam więc prośbę z pierwszych jej kart i weszłam na stronę internetową, na której można odsłuchać wszystkie piosenki, które w pocie czoła tworzą Sydney i Ridge i stanowią piękne tło do fabuły. To pierwsze tego typu rozwiązanie, na jakie się natknęłam i sprawiło ono, że wszystko przeżywałam w dwójnasób. Słowa piosenek, ich melodia, dźwięki gitary i niesamowity głos Griffina Petersona zapadają głęboko w serce.
Bohaterowie „Maybe someday” są pięknie wykreowani i czujemy do nich niezwykłą sympatię, mimo sprzecznych uczuć moralnych ich postępowania. Do grona głównych postaci dołączamy jeszcze wieloletniego przyjaciela Ridge’a Warrena oraz ich współlokatorkę Bridgette. Oboje wnoszą w miłosną historię trochę więcej życia i radości. Warren uwielbia robić sobie żarty, ale jest najlepszym gościem pod słońcem. Z kolei Bridgette jest typową zołzą, która jednak potrafi obdarzyć kogoś uczuciem. Piękno całej historii polega nie tylko na słowach piosenek, ale również wymianie zdań między Ridge’m a Sydney. Piszą na Facebooku oraz poprzez smsy. Może właśnie dzięki temu są wobec siebie tak szczerzy. Sama po sobie wiem, że łatwiej jest napisać swoje uczucia niż je powiedzieć.
Jestem pełna podziwu, że w zwykłą książę dla pań (historia miłosna, idealny facet, pokusa i pożądanie) autorce udało się wpleść niezwykle trudne wątki, takie jak mukowiscydoza, głuchota, nałóg w domu rodzinnym. Takie połączenie sprawia, że historia przestaje być banalna i prosta w odbiorze. Staje się głęboka i pełna pasji. Ponadto tematyka zdrady, która została podjęta w „Maybe someday” przestała być tak prosta i jednoznaczna. Okazuje się, że powinniśmy zupełnie potępiać zdrady, gdyż może ona przynieść całkiem dobre skutki – wyrwania się z nie do końca szczęśliwego związku, wyzwolenie, spotkanie na swojej drodze nowych osób i nowej miłości. Nie pochwalam zdrady jako taka. Uważam, że najważniejsza jest szczerość, a zdrada rzeczywiście byłaby dla mnie końcem. Nie można opierać związku o zdradę, jednak bądźmy pewni, że książka Colleen Hover zmusi nas do myślenia na ten temat, rozważania różnych stron i spojrzenia na całość z różnej perspektywy.
Książka jest niezwykle ciepła, ma swój klimat, który pochłaniał mnie przez kilka wieczorów. Napisana została jasnym i potoczystym językiem, więc lektura sprawiała niesamowitą przyjemność. Ponadto poszczególne rozdziały odnosiły się do uczuć na zmianę Sydney i Ridge’a. W ten sposób możemy poznać punkt widzenia każdej ze stron. Jest to niesłychanie istotne, by odpowiednio zrozumieć sens całości i walkę, jaką toczą z samymi sobą bohaterowie.
„Maybe someday” Colleen Hover z pewnością powinna znaleźć się na półce z książkami każdego, kto chce przeżyć coś innego niż zwykle, oczekuje czegoś więcej niż przemocy lub seksu, chce rozbudzić w sobie uczucia, które leżały głęboko ukryte…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze