„Między słowami”, Mirosław Salski
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuPowieść skrzy się od zabawnych, inteligentnie opisanych życiowych perypetii. Dwoje niebanalnych, oczytanych i kulturalnych bohaterów, walczy z drzemiącym w nich prowincjonalizmem i brakiem pewności siebie. A wszystko to dzieje się w małym miasteczku, w którym (pozornie) nie ma nic interesującego. To także pamflet na środowisko pisarzy, krytyków literackich i wydawców, którzy za cenę sławy są zdolni zrobić wszystko.
Ktoś kiedyś powiedział, że wszystko, co oryginalne, zostało już wymyślone, więc artystom i pisarzom pozostaje tylko naśladowanie innych. Poziom niektórych tekstów literackich zdecydowanie potwierdza tę opinię, ale od czasu do czasu mamy przyjemność obcowania z książkami, które wnoszą do literatury orzeźwiający powiew. Mimo że nie należą do dzieł wybitnych, pozostają w naszej pamięci. Do takich „przypadków” należy książka Mirosława Salskiego Między słowami, opublikowana przez wydawnictwo Replika. To sprawnie napisana powieść o parze ludzi, których połączyła miłość i pasja do literatury. Okazuje się, że o książkach można dyskutować. Można je szanować lub nienawidzić, ale trudno być wobec nich obojętnym.
Ewa Sobczak to młoda debiutantka, której powieść Kraina szczęścia okazała się hitem wydawniczym (w bardzo krótkim czasie sprzedano prawie dziesięć tysięcy egzemplarzy). Bohaterkę poznajemy, kiedy zmierza na spotkanie autorskie do Białej Góry – miejscowości, w której się urodziła i spędziła dzieciństwo. Właśnie tam mieszka Piotr Skaziński – absolwent polonistyki, właściciel niewielkiej, ale stosunkowo dobrze prosperującej księgarni. Kiedy Piotr dowiaduje się, że Ewa przyjeżdża do Białej Góry, odżywają w nim dawne uczucia i wspomnienia. Między Ewą a Piotrem stopniowo rodzi się uczucie, które przetrwa najtrudniejsze chwile.
Jeśli ktoś uważa, że Między słowami to kolejny banalny harlequin, myli się w stu procentach. Bo powieść Mirosława Salskiego skrzy się od zabawnych, oryginalnych, inteligentnie opisanych życiowych perypetii. Autorowi udało się przede wszystkim stworzyć dwoje niebanalnych bohaterów, ludzi oczytanych, kulturalnych, świadomych swojego uroku, którzy walczą jednocześnie z drzemiącym w nich prowincjonalizmem i brakiem pewności siebie. A wszystko to dzieje się w małym miasteczku, w którym (pozornie) nie ma nic interesującego.
Salski zaproponował nam iście genialny pomysł, który pozwolił zbliżyć do siebie dwoje bohaterów. Kiedy Ewa przez przypadek wchodzi do piwnicy domu, w którym mieszka Piotr Skaziński, odkrywa coś, co na początku doprowadzi ją do wściekłości, zmusi do ucieczki, a co później sprawi, że bohaterka zakocha się w swoim przyjacielu z czasów młodości (chodzi o zaskakującą popularność jej pierwszej debiutanckiej powieści, która znalazła się na liście bestsellerów wyłącznie dzięki Piotrowi Skazińskiemu).
Ale nie tylko miłość jest tematem książki Mirosława Salskiego. Równie ważnym bohaterem jest samo miasteczko, Biała Góra. Warto przekonać się, jakie konsekwencje dla życia małej społeczności ma przyjazd wielkiej pisarki z Warszawy, którą każdy miał okazję kiedyś poznać. Zawiść, pochlebstwa, oburzenie – wizyta Ewy Sobczak wyzwala w mieszkańcach Białej Góry przeróżne instynkty – te dobre i te złe. A jeśli dodamy do tego zaginięcie dziecka, dyrektora szkoły molestującego uczennice, podejrzaną śmierć radnego, zamieszanego w korupcję, Biała Góra nabierze dla nas znajomego kolorytu.
Między słowami to także udany pamflet na środowisko pisarzy, krytyków literackich i wydawców, którzy za cenę sławy są zdolni zrobić dosłownie wszystko: sprzeniewierzyć się swoim ideałom i poglądom, wyrzucić do kosza świetnie zapowiadającą się powieść, pójść do łóżka z kimś, kto wzbudza tylko odrazę lub wynieść do rangi arcydzieła książkę, nadającą się wyłącznie do pieca. Nie wnikamy, ile w tym prawdy. Ale bawimy się doskonale obserwując, jak Piotr Skaziński, zachęcony do napisania swojej pierwszej powieści, męczy się, by znaleźć chwytliwy tytuł i oryginalnego bohatera, który powali na kolana specjalistów od literatury i będzie gwarantem kolosalnej sprzedaży.
Wydawca książki Mirosława Salskiego zasugerował nam, że nawet w najmniej ciekawym miejscu, chociażby takim jak Biała Góra, znaleźć możemy namiętności na miarę Nowego Jorku, Londynu i Madrytu. Może to porównanie nieco na wyrost, ale jest w nim odrobinę prawdy. Miłość, szaleństwo, nienawiść i zdradę znajdziemy przecież pod każdą szerokością geograficzną, a to gotowy temat na powieść.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze