„W morzu śmierci. Wspomnienie syna”, David Rieff
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKsiążka zdecydowanie warta uwagi – mroczna, tragiczna, ale i pełna nadziei. Jej wyjątkowość tkwi w subiektywnym, barwnym opisie życia pisarki, ale i w głębokich, bardzo intymnych refleksjach samego autora, syna. Choroba nowotworowa nie jest wyrokiem śmierci. Dzięki współczesnej medycynie szanse na wyleczenie są znacznie większe niż kilkanaście lat temu. Trzeba tylko umieć wykrzesać w sobie tę energię, którą miała w sobie Susan Sontag – energię, która pozwalała jej prowadzić walkę z nowotworem przez prawie 30 lat.
Była jedną z najwybitniejszych amerykańskich pisarek i eseistek, autorką takich książek jak Zestaw do śmierci, Choroba jako metafora, Miłośnik wulkanów i W Ameryce. W 1993 roku pojechała do oblężonego Sarajewa i tam wystawiła sztukę Samuela Becketta Czekając na Godota. Swoją odwagą i bezkompromisowością przeciwstawiła się amerykańskim politykom republikańskim, którzy zamachowców z 11 września nazwali „tchórzami”. Stwierdziła wtedy, że kogoś, kto w imię własnych poglądów i ideałów, poświęca życie, cechuje odwaga, a nie tchórzostwo. Taka była właśnie Susan Sontag – kobieta, która swoje życie poświęciła nie tylko literaturze i działalności społecznej, ale i walce z wyniszczającym, śmiertelnym nowotworem. W morzu śmierci to opowieść Davida Reiffa, syna Susan Sontag, znanego dziennikarza i komentatora politycznego. W tej niewielkiej książeczce opisuje on życie swojej matki – życie pod znakiem ciągłej aktywności intelektualnej i zmagań z wyniszczającą chorobą.
Susan Sontag dowiedziała się, że ma raka w wieku czterdziestu dwóch lat. Wtedy też postanowiła: nie poddam się, chcę żyć, mam jeszcze tyle do zrobienia. Kochała życie – pisze David Rieff – a jej głód wiedzy i potrzeba doznań oraz nadzieje twórcze wręcz nasilały się z wiekiem. Jeżeli miałbym jej obecność na tym świecie określić jednym słowem, wybrałbym „zachłanność” (w jej pozytywnym znaczeniu). Nie było rzeczy, której nie chciałaby zobaczyć, zrobić, spróbować, poznać. Może właśnie to twórcze, aktywne nastawienie do życia pozwalało pisarce prowadzić równorzędną walkę z chorobą, nie poddawać się, kiedy nowotwór przejmował kontrolę nad jej organizmem, i cieszyć się z każdego przeżytego dnia. David Rieff zwraca uwagę na szczególną cechę swojej matki. Otóż Susan Sontag miała w sobie przeogromną potrzebę życia. I to ona pozwalała jej przezwyciężać strach przed każdą, mniej lub bardziej bolesną, formą leczenia. Nie było bowiem zabiegu, operacji i chemioterapii, którą Sontag nie brała pod uwagę jako szansy na zwycięstwo. Pisarka przeszła m.in. radykalną mastektomię, zwaną zabiegiem Halsteda. Usunięto jej wtedy nie tylko zaatakowany przez nowotwór gruczoł piersiowy, ale i mięśnie piersiowe i węzły pachowe, do których nastąpiły przerzuty. Mimo że lekarze proponowali znacznie mniej radykalne metody leczenia, Sontag wierzyła, że rezygnacja z jakiejkolwiek formy terapii obniży jej szanse na wyzdrowienie. David Rieff pisze: Skoro umiała zakwestionować pesymizm lekarzy, była też w stanie zmierzyć się z własną niewiarą. Więc choć z jednej strony opisuje swój stan jako „pełen paniki”, a następnie dodaje: „Ratowanie życia? Nie, tylko jego przedłużanie”, to próbuje też konsekwentnie walczyć z przeciwnościami i robi wszystko, co w jej mocy, by uwierzyć, że ujdzie z życiem.
Susan Sontag była świadoma swoich szans na wyjście z choroby (w jej notatkach co pewien czas pojawia się bolesne stwierdzenie: „rak = śmierć”). Ale bezlitosne statystki nie przeszkadzały pisarce za każdym razem podejmować wysiłek wiary, że wszystko może się zmienić, że zdarzają się wyjątki, że diagnozy nie muszą przemawiać zawsze na niekorzyść pacjenta. Dziś takiej wiary brakuje pacjentom oddziałów onkologicznych. A przecież choroba nowotworowa nie jest wyrokiem śmierci. Dzięki współczesnej medycynie szanse na wyleczenie są znacznie większe niż kilkanaście lat temu. Trzeba tylko umieć wykrzesać w sobie tę energię, którą miała w sobie Susan Sontag – energię, która pozwalała jej prowadzić walkę z nowotworem przez prawie 30 lat.
Wróćmy do samej książki Davida Rieffa. Jej wyjątkowość tkwi nie tylko w subiektywnym, barwnym opisie życia pisarki, ale i w głębokich, bardzo intymnych refleksjach samego autora. Oliver Sacks, jeden z recenzentów stwierdził, że Książka Rieffa to raport z frontu eksperymentalnej onkologii i poruszający, osobisty zapis radzenia sobie ze śmiercią matki. To książka zdecydowanie warta uwagi – mroczna, tragiczna, ale i pełna nadziei.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze