„Z tobą i przeciw tobie”, Lola Doillon
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuKameralny dramat psychologiczny, intrygujący thriller. Pomiędzy porywaczem i porwaną zaczyna się skomplikowana, psychologiczna gra, pojawia się intymna więź. Sucha, paradokumentalna narracja pozwala widzowi wczuć się w sytuację bohaterki. Atmosfera strachu, niepewności, izolacji jest nad wyraz sugestywna. Całość opiera się na niebywałej charyzmie Kristin Scott Thomas. Aktorka kradnie dla siebie cały film.
Kameralny dramat psychologiczny. 40-letnia Anna Cooper (Kristin Scott Thomas) jest chirurgiem, pracuje na oddziale położniczym. Rozwiedziona, samotna, nie ma dzieci, ani przyjaciół: praca wypełnia jej całe życie. Wracając z nocnego dyżuru zostaje zaatakowana przez tajemniczego mężczyznę. Yann (Pio Marmai) obezwładnia ją, wpycha do bagażnika samochodu, później umieszcza w małym, zamkniętym pomieszczeniu. Z początku Anna nie wie, o co mu chodzi. Po kilku dniach Yann wyjawia prawdę: przed dwoma laty zmarła w szpitalu jego, operowana przez Annę, żona. I chociaż dochodzenie nie wykazało błędu lekarskiego, mężczyzna chce się zemścić. Tyle, że nie do końca wie jak. Pomiędzy porywaczem i porwaną zaczyna się skomplikowana, psychologiczna gra.
Początek jest naprawdę ciekawy. Sucha, paradokumentalna narracja pozwala widzowi wczuć się w sytuację bohaterki. Atmosfera strachu, niepewności, izolacji jest nad wyraz sugestywna. Reżyserka powoli wykłada karty, stopniowo uzupełnia obraz o nowe elementy: jest tu napięcie, obawa przed nieznanym, swoisty nerw. Równie efektownie wypadają pierwsze kontakty Anny i Yanna. Chłodna, świadoma podstaw psychologii doktor z początku wydaje się dominować nad rozedrganym, histerycznym porywaczem. Całość opiera się na niebywałej charyzmie Kristin Scott Thomas (Cztery wesela i pogrzeb, Gorzkie gody, Angielski pacjent). Aktorka (nie po raz pierwszy zresztą) dosłownie kradnie dla siebie cały film, zawłaszcza ekranową rzeczywistość, całkowicie koncentruje na sobie uwagę widzów.
Niestety: z czasem napięcie siada. I to w momencie, w którym film dociera do treści zasadniczej. Doillon analizuje słynny syndrom sztokholmski (emocjonalne przywiązanie ofiary do oprawcy. Porwani często już po uwolnieniu usprawiedliwiają porywaczy, a nawet im pomagają). Pomiędzy Anną i Yanem pojawia się intymna więź, dochodzi do zbliżenia. Po wielokroć opisana sytuacja wydaje się idealnym tematem dla kina. Ale tematem trudnym, a dla narracji niebezpiecznym. I rzeczywiście: Doillon wykłada się na romansie bohaterów. Nie umie go dostatecznie uwiarygodnić. Nagle widoczne stają się dziury scenariuszowe, nie dość staranny rys psychologiczny postaci itd. Film gubi rytm, staje się sztuczny. A całość z intrygującego thrillera przeradza się w (dość nużącą, a nawet tendencyjną) ilustrację patologicznego zjawiska. Generalnie aktorsko dobry Pio Marmai na tym etapie nie umie już dotrzymać kroku szalejącej Scott Thomas. Thomas jak zwykle jest świetna, w dodatku scenariusz oferuje jej możliwość intrygującego, niejednoznacznego rozegrania finału. Ale nawet ona nie potrafi całej sytuacji uczynić ciekawą, przekonującą czy zwyczajnie wiarygodną.
A szkoda. Bo pomysł był ciekawy, aktorstwo świetne, temat niejednoznaczny. A koniec końców Z tobą i przeciw tobie można obejrzeć jedynie dla wspomnianej tu już dwukrotnie charyzmy odtwórczyni głównej roli. Ale też po prawdzie: Thomas jest bardzo aktywna i nietrudno o lepszy film z jej udziałem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze