"Dorwać Smarta", Peter Segal
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuZgrabna, przyzwoicie zrealizowana parodia kina szpiegowskiego a la James Bond. Film o klasę lepszy od wszystkich Nagich broni. Przyzwoicie zagrany, zrealizowany z ogromnym rozmachem, efektowny i dynamiczny. Ma w miarę spójny scenariusz, humor - może nie najwyższych lotów, ale daleki od koszarowego komizmu a la Nielsen. Niestety, film jest grzeczny, przewidywalny i dotyczy to wszystkich jego elementów - humoru, scenariusza i aktorstwa.
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Przyznam szczerze — nie cierpię komedii kręconych według klucza — parodiujemy dany gatunek i parodiujemy go tak, żeby zadowolić najmniej wymagającego odbiorcę. Gagi konstruujemy tak, żeby każdy, ale to każdy zrozumiał, z czego się właśnie śmiejemy. I do jakiego filmu nawiązujemy. Nie lubię Mela Brooksa, nie toleruję Leslie Nielsena, mam organiczną alergię na wszystkie Straszne filmy, Nagie bronie, Kosmiczne jaja itd. Stąd szedłem na Dorwać Smarta jak na przysłowiowe ścięcie. Film jest remakiem popularnego w latach 60. serialu autorstwa Mela Brooksa. Wyreżyserował go Peter Segal (Naga broń 33 i 1/3, Gruby i chudszy 2, 50 pierwszych randek). Odtwórca głównej roli to gwiazda 40-sto letniego prawiczka i Evana Wszechmogącego. Taka lista rekomendacji zapowiada zwykle istny horror, nudę, zgrzytanie zębów i potworną stratę czasu. Tymczasem — przyznaję — spotkało mnie zaskoczenie. Niekoniecznie pozytywne, ale za to podwójne.
Maxwell Smart (Steve Carell) to analityk tajnej agencji CONTROL, stworzonej, by zwalczać KAOS — ogólnoświatową organizację terrorystyczną, kierowaną przez demonicznego Siegfrieda (Terence Stamp). Max ma jedno marzenie — chce zostać agentem operacyjnym, niczym James Bond zwiedzać świat, zdobywać piękne kobiety i przeżywać emocjonujące przygody. Pomimo perfekcyjnie zdanych egzaminów nie dostaje upragnionego awansu — roztargniony i fajtłapowaty Max jest najlepszym analitykiem w całym CONTROL-u i jako taki jest potrzebny swoim przełożonym. Ma siedzieć przy biurku i pisać nudne raporty. Ratuje go przypadek — frontalny atak KAOS nie tylko uszkadza centralę CONTROL, ale także dekonspiruje wszystkich jej agentów. Szefowie Maxa nie mają wyjścia, Smart zostaje mianowany agentem. Towarzyszyć mu będzie piękna, ale śmiertelnie niebezpieczna agentka 99 (Anne Hathaway - Diabeł ubiera się u Prady) - jedyna, której biuro zdążyło wyrobić nową tożsamość. Smart i 99 wyruszają do Europy Wschodniej z zadaniem odnalezienia Siegfrieda i zniszczenia całego KAOS-u.
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
A wspomniane zaskoczenie, i to podwójne? Ano jest. Dorwać Smarta to zgrabna, przyzwoicie zrealizowana parodia kina szpiegowskiego a la James Bond i Mission Impossible. To także film o klasę lepszy od wszystkich Nagich broni itd. Przyzwoicie zagrany (Hathaway świetnie czuje konwencję, Carell eksponując niefrasobliwość swojego bohatera o dziwo przesadnie nie szarżuje), zrealizowany z ogromnym rozmachem, efektowny i dynamiczny. Pozbawiony sztandarowych wad wzmiankowanego gatunku nie jest jedynie serią sztucznie posklejanych gagów nawiązujących do konkretnych scen ze znanych już ekranowych hitów. Przeciwnie — film ma w miarę spójny scenariusz. Od wszystkich dzieci Brooksa odróżnia go także humor — może nie najwyższych lotów, ale daleki od koszarowego komizmu a la Nielsen. Nie ma tu na szczęście żartów toaletowych i fizjologicznych, twórcy nie karzą nam śmiać się z bąków, bełtów itd. Reasumując — mamy tu do czynienia z przyzwoitą, wakacyjną rozrywką, komercyjną, ale nie uwłaczającą niczyim gustom. Ot zgrabny fajerwerk, zagoniona komedia typu zobacz, pośmiej się i od razu zapomnij, bo i pamiętać za bardzo nie ma o czym. Samo to było dla mnie zaskoczeniem, spodziewałem się, że będzie dużo gorzej. Tymczasem jest przyzwoicie.
I na tym właściwie wypadałoby skończyć. Gdyby nie "podwójność" mojego zaskoczenia. Nie myślałem, że dożyję tego dnia, ale właśnie o klasę lepszy Dorwać Smarta po raz pierwszy w życiu uświadomił mi zalety pogardliwie dotąd traktowanych Nagich broni. Alergia jest alergią, nigdy nie zaakceptuję tego typu kina, ale wyzbyty jego wad obraz Segala karze docenić zalety gatunku. A są nimi, pomimo żenującego poziomu, brawura, zaskoczenie, swoiste przegięcie i programowa wręcz niepoprawność polityczna. Tego wszystkiego zabrakło w Dorwać Smarta. Smart nie żenuje, ale też i niczym nie zaskakuje. Jest grzeczny, przewidywalny i dotyczy to wszystkich jego elementów — humoru, scenariusza i aktorstwa. Po kwadransie wiemy już wszystko i nie spotka nas dalej żadne zaskoczenie.
I bądź tu mądry. Bo Dorwać Smarta to naprawdę nic innego jak Naga broń, czy Agent specjalnej troski po liftingu. Zawsze byłem pewien, że ten lifting jest niezbędny, żeby uczłowieczyć całą konwencję, oderwać ją od wszechobecnej żenady. Tymczasem ludyczna parodia gatunkowa pozbawiona owej żenady okazuje się grzeczna, nudna i przewidywalna. I w efekcie nikomu do niczego nie potrzebna. Bo można obejrzeć ten film jako lekką i niezobowiązującą wakacyjną rozrywkę. Ale ze świadomością, że nie trafi ona w pełni ani do zwolenników ambitniejszego humoru, ani do fanów Kosmicznych jaj czy Strasznych filmów.
I tak to wygląda. Przyzwoity rozrywkowy film i jednocześnie dowód na zawsze żywą zasadę, że dla każdego często znaczy dla nikogo. W takich sytuacjach rachunek jest prosty i zawsze taki sam — można iść na ten film. Ale równie dobrze można go sobie odpuścić.
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze