"Frontiere(s)", Xavier Gens
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuEuropejska odpowiedź na filmy typu Piła. Równie beznadziejna i w tym samym stopniu uwłaczająca odbiorcy, co jej powstałe za oceanem pierwowzory. Tyle że ładniej sfotografowana. Ambicją reżysera jest skrajnie realistyczne ukazanie przemocy. Nie da rady z zapartym tchem obserwować rozwoju akcji, bo nie ma żadnego rozwoju akcji - uwięzieni bohaterowie są po prostu systematycznie i po kolei torturowani.
Europejska odpowiedź na filmy typu Piła czy Hostel. Równie beznadziejna i w tym samym stopniu uwłaczająca odbiorcy co jej powstałe za oceanem pierwowzory. Tyle że ładniej sfotografowana.
Rok 2007. Wybory prezydenckie wygrywa przedstawiciel skrajnej prawicy. Wybuchają zamieszki, towarzyszą im napady i grabieże. Poznajemy grupę młodocianych przestępców; zorganizowany przez nich napad kończy się porażką, muszą uciekać z Paryża. Na miejsce spotkania wyznaczają sobie mały zajazd na uboczu. Dalej wszystko odbywa się zgodnie z regułami gatunku — zajazd prowadzą obłąkani neonaziści kanibale, kolejni docierający na miejsce zbiórki uczestnicy napadu zostają uwięzieni i poddani niekończącym się torturom.
Trudno wyjaśnić to, co spotkało horror jako gatunek w ciągu ostatnich dziecięciu lat. Kiedyś ambicje tego nurtu były proste — chodziło o to, żeby widza przestraszyć. A że wszyscy lubimy się bać, wyśmiewany przez krytyków horror od zawsze gromadził duże widownie. I bardzo dobrze. Fani ambitniejszych produkcji obgryzali paznokcie w trakcie Lśnienia, Egzorcysty czy Psychozy, zwolennicy prostszego kina wybierali Koszmar z ulicy Wiązów czy Dzieci kukurydzy. W obu przypadkach serwowano nam (poza strachem) owszem, naiwną, ale jednak tajemniczość, operowano niedopowiedzeniem, całość zamykano w umowny cudzysłów wprowadzając tzw. wątki nadprzyrodzone (duchy, upiory itd.).
Niestety — było, minęło. Ślady dawnej estetyki można odnaleźć dziś jedynie w jednoznacznie ambitnych produkcjach, takich jak prezentowany ostatnio, absolutnie rewelacyjny Sierociniec. Ambicją głównego nurtu pozostaje współcześnie tylko i wyłącznie skrajnie realistyczne ukazanie przemocy. Przykładowa scena z Frontiere(s): bohater zostaje przykuty do ściany, następnie wykłuwa mu się oczy, otwiera jamę brzuszną w celu poćwiartowania wnętrzności, dalej przecina mu się ścięgna, żeby zapobiec ucieczce, następnie wpuszczone zostają świnie, które traktują ofiarę kałem i śliną, dalej pojawia się kolejny oprawca, który powtarza cały repertuar, koniec końców resztki bohatera trafiają na stół, gdzie przyjaciele ofiary zostają zmuszeni do ich skonsumowania itd. Nie ma już strachu, bo nie ma wątków nadprzyrodzonych. Nie ma napięcia, bo zarysowane grubą kreską, nieprawdziwe i fatalnie zagrane postacie są tylko dodatkiem do wspomnianych scen, ich losy są widzowi najzupełniej obojętne. Nie da rady z zapartym tchem obserwować rozwoju akcji, bo nie ma żadnego rozwoju akcji — uwięzieni bohaterowie są po prostu systematycznie i po kolei torturowani.
Frontiere(s) rozczarował mnie (i nie będę krył, że także zirytował) szczególnie mocno. Bo w przypadku jego amerykańskich pierwowzorów od pierwszych scen atakuje nas tylko i wyłącznie tandeta. Tzn. fatalne zdjęcia, infantylne dekoracje, bzdurne dialogi itd. Frontiere(s) bardzo obiecująco się zaczyna. Film jest (od początku do końca zresztą) przekonująco sfotografowany, chwilami można mówić o bardzo dobrych zdjęciach. Pierwszy kwadrans przywołuje pamiętną Nienawiść Mathieu Kassovitza — delikatnie zarysowane tło społeczne, definiujące współczesną Francję problemy z imigrantami, nienawiść rasowa, trafnie sportretowane środowisko młodych arabów tkwiących w hip-hopie i narkotykach — to wszystko wypada naprawdę zachęcająco. Tyle że trwa to kwadrans. Dalej mamy już tylko i wyłącznie (śmiertelnie nudną w gruncie rzeczy) serię scen w stylu wyżej opisanej.
Powiem szczerze — ogromna popularność tego typu kina jest dla mnie niemożliwą do rozwikłania zagadką. Zagadką przerażającą, bo — statystyki są bezlitosne — fani nowych horrorów to w 90% uczniowie podstawówek i gimnazjów. Owszem, młodych zawsze ciągnęło do tego co zakazane. Tyle, że kiedyś zakazanym owocem był dla 12-latka seks, narkotyki, alkohol. Tym wszystkim karmiło się kino skierowane do tej grupy wiekowej. Oczywiście, w cenie była także przemoc. Ale nowy horror nie operuje już przemocą, sprawę wypada nazwać po imieniu — mamy do czynienia ze świadomym propagowaniem zachowań o charakterze sadystycznym. Zawsze byłem przeciwnikiem jakiejkolwiek cenzury. Ale kiedy jednego dnia czytam w gazecie o grupie nastolatków, która bestialsko pastwiła się nad koleżanką np. w szkolnej toalecie, a drugiego dnia (służbowo) oglądam film w stylu Piły czy Frontiere(s), nie potrafię obu faktów ze sobą nie skojarzyć.
Fanom tego typu produkcji — nie po raz pierwszy — przekazuję najszczersze wyrazy współczucia. I zalecam wizytę u psychologa. Opowiedzcie mu, co wam się tak bardzo w Pile czy Hostelu podoba. Może fachowiec będzie w stanie temu zaradzić. Mnie po prostu opadają ręce.
A dorosłych fanów kina serdecznie namawiam — demokracja daje nam możliwość tzw. "głosowania nogami". Możemy na takie filmy po prostu nie chodzić, nie kupować na nie biletów, nie współfinansować całego tego ponurego zjawiska. Do czego gorąco państwa namawiam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze