„Spustoszenie. Niepowiedziana historia o katastrofie wojskowej w Birmie”, Emma Larkin
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPięć lat temu, huragan spustoszył wybrzeża Birmy. Liczba ofiar sięgnęła stu tysięcy zabitych, straty przekroczyły astronomiczną sumę miliona dolarów. Większość z nas nie słyszała o tym wydarzeniu. W porównaniu z taką Katriną, Nagris nie doczekała się należnej jej sławy. Stało się tak za sprawą reżymu wojskowego, sprawującego rządy w kraju. Dziennikarka wjechała incognito do Birmy. Książka jest zapisem kilku tygodni jej pobytu. Chłodnym, oszczędnym i wstrząsającym.
Pięć lat temu, huragan spustoszył wybrzeża Birmy. Huraganowi było Nagris. Wedle bardzo ostrożnych szacunków, liczba ofiar sięgnęła stu tysięcy zabitych, straty przekroczyły astronomiczną sumę miliona dolarów. Większość z nas nie słyszała o tym wydarzeniu, prawda? W porównaniu z taką Katriną, Nagris nie doczekała się należnej jej sławy. Stało się tak za sprawą reżymu wojskowego, sprawującego rządy w kraju. Generałowie odmówili pomocy międzynarodowej, nie wpuszczali nawet dziennikarzy, minimalizując rozmiar kataklizmu i tłumacząc, że poradzą sobie o własnych siłach. Emma Larkin, dziennikarka zajmująca się tym regionem wjechała incognito do Birmy. „Spustoszenie” jest zapisem kilku tygodni jej pobytu. Chłodnym, oszczędnym i wstrząsającym.
Cyklon spustoszył wszystko. Miasta zostały zalane, w całych dzielnicach brakowało prądu i wody, wskutek czego właściciele prywatnych studni mogli sobie dorobić. Spekulowano benzyną i lekarstwami. Sytuację pogorszyło jeszcze przybycie mieszkańców zniszczonych wiosek, dla których zabrakło, dosłownie wszystkiego. Na filmie, nagranym przez grupę biznesmenów widać gruzy w miejscu domów i szkół, między którymi „błądzą bez celu ludzie o skamieniałych twarzach”. Film ten, zablokowany przez władze nigdy nie został udostępniony. Uliczni handlarze sprzedawali amatorskie nagrania unaoczniające skutki katastrofy. Wkrótce i oni zniknęli.
Junta okazała się zupełnie bezradna wobec rozmiarów tragedii. Gorzej, że nie spróbowano nic zrobić. Pomoc międzynarodowa – gdy wreszcie postanowiono z niej skorzystać – nie zawsze trafiała we właściwe ręce. Emma Larkin przytacza niesprawdzone plotki o żołnierzach konfiskujących leki w punktach pomocy, o żonach wojskowych szabrujących dary i o porządnym biznesmenie, który pospieszył z pomocą. Musiał płacić łapówki na każdym posterunku, w konsekwencji czego dał sobie spokój i wrócił do siebie. Dziennikarzy do samej delty nie wpuszczono. Nikt naprawdę nie wie, co się wydarzyło.
„Spustoszenie” ma podtytuł „Niepowiedziana historia o katastrofie wojskowej w Birmie” i rzeczywiście, książka przypomina cień rzucony na ścianę. Jego właściciel pozostaje ukryty poza zasięgiem wzroku. Ze względu na charakter reżymu, Emma Larkin nie dotarła do samego serca tragedii. Niekiedy, widywała jej skutki – białe trupy płynące po wodzie. Rozmówcy milczeli przezornie, albo tłumaczyli, że wszystko jest w porządku. Larkin wędruje więc po niszczejących miastach, gdzie, skromnymi siłami wznoszono wielkie budowle na chwałę reżymu. Są odpowiedzią na twierdze dawnych królów, bo kolejni generałowie niewiele różnią się tutaj od monarchów. Sypią się one, sypią się rzeźby zwierząt w parku, cała Birma wygląda jakby miała zatonąć pod wodą, lub zginąć w zielonej paszczy dżungli. Wszystko ginie w niedopowiedzeniu.
I niedopowiedzenie musi tutaj wystarczyć. Przecież wszyscy domyślamy się prawdy. Reżym nie zrobił nic, aby zapobiec katastrofie (huragan można przewidzieć z kilkudniowym wyprzedzeniem, wiedzą to nawet słonie i nietoperze), następnie nie pospieszył z pomocą. Sto tysięcy ludzi zginęło zalanych wodą, połamanych przez walące się drzewa, utonęło szukając drogi przez mokradła. O ich ciała nikt się nie upomniał. To jest jedyna prawda. Sto tysięcy ludzi.
Łukasz Orbitowski
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze