„Sekret jej oczu”, Juan Jose Campanella
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuTegoroczny laureat Oscara w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. Film ani przez chwilę nie nudzi. Reżyser stopniowo, nieśpiesznie podsuwa widzowi kolejne elementy układanki, mnoży tajemnice, kreuje bardzo sugestywny (i niepokojący) nastrój. Kryminał sąsiaduje tu z melodramatem, dramat psychologiczny z kinem społecznym i politycznym. Film zabawny. Zebrał doskonałe recenzje na całym świecie.
Tegoroczny laureat Oscara w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. Tym razem statuetka trafiła w ręce argentyńskiego reżysera Juana Jose Campanelli.
Śledczy Benjamin Esposito szykuje się do przejścia na emeryturę. Wciąż nurtuje go nierozwiązana sprawa brutalnego gwałtu i morderstwa sprzed trzydziestu lat. Esposito był bliski wykrycia sprawcy, ale jego śledztwo zablokowały skorumpowane władze (w latach 70. Argentyną autorytarnie rządziła wojskowa junta). Teraz, w innych realiach politycznych, Esposito postanawia napisać o całej sprawie książkę. W tym celu spotyka się z Irene, swoją ówczesną szefową, w której przez wiele lat był nieszczęśliwie zakochany.
Campanella w Sekrecie jej oczu jawi się prawdziwym znawcą filmowego rzemiosła. Niesłychanie sprawnie łączy ze sobą kino wielu gatunków. Kryminał sąsiaduje tu z melodramatem, dramat psychologiczny z kinem społecznym i politycznym. W dodatku całość rozgrywa się na kilku planach czasowych jednocześnie, retrospekcja jest jedną z metod narracji. Pomimo tego film pozostaje klarowny i czytelny.
Co ważne: Campanella unika banałów, rezygnuje z najbardziej efekciarskich zagrań charakterystycznych dla wspomnianych gatunków. Sekret jej oczu rozwija się bardzo powoli, ale ani przez chwilę nie nudzi.Reżyser stopniowo, nieśpiesznie podsuwa widzowi kolejne elementy układanki, mnoży tajemnice, kreuje bardzo sugestywny (i niepokojący) nastrój. Do tego dostajemy znakomicie zarysowane postaci. I to nie tylko te pierwszoplanowe, zachwyca choćby kreacja Guillermo Francelli w roli uzależnionego od alkoholu, błyskotliwego asystenta Esposito, Pablo Sandovala.
Całość spina klamra epickiej opowieści o wielkich namiętnościach, prawdziwych obsesjach. Bo taką rolę w życiu Esposito spełnia zarówno niezrealizowana miłość do Irene, jak i nieukończone śledztwo. Wielkie brawa należą się reżyserowi także za umiejętne operowanie komizmem. Bo Sekret jej oczu jest opowieścią bardzo serio: pokazuje cały bezmiar niesprawiedliwości charakterystyczny dla reżimów totalitarnych, analizuje istotę brutalnej zbrodni, eksponuje ludzkie słabości. Jest dla Campanelli swoistym rozrachunkiem z historią własnego kraju. I jako taki mógłby się wydać widzom odrobinę zbyt patetyczny. Gdyby nie to, że raz po raz jest autentycznie zabawny.
Sekret jej oczu zebrał doskonałe recenzje na całym świecie. Jednocześnie narzekano na werdykt Akademii, przywołując m.in. Proroka i Białą wstążkę jako bardziej adekwatnych faworytów owej nieanglojęzycznej kategorii.
Jest w tym nieco racji. Z drugiej strony ciężko oczekiwać od wychowanych na Hollywood Amerykanów by z satysfakcją mierzyli się z trudnymi dziełami Hanekego czy Audiarda. I faktycznie Sekret jej oczu unika eksperymentów, chwilami zahacza o mainstreamowe kino. Ale robi to z klasą, nigdy nie przekracza granicy, za którą zaczyna się czysto użytkowa komercja. A już na pewno nie przesadzałbym z pojawiającymi się gdzieniegdzie zarzutami o amerykanizację obrazu Campanelli. Sekret jej oczu całymi garściami czerpie z lokalnej, iberoamerykańskiej tradycji. Pełno tu odwołań do hipnotycznej, na pozór zbyt wielowątkowej prozy Marqueza, pełno chłodnych, Borquesowskich nastrojów. A całość (abstrahując od nigdy nieustających sporów o zasadności werdyktów Akademii) ogląda się naprawdę bardzo dobrze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze