Istnieje wiele książek, które są “naj”.
Wojna i pokój to książka, w której występuje najwięcej postaci, w Bastionie Kinga ginie ludzi najwięcej, a Czarodziejska góra jest ze wszystkich powieści na świecie najmądrzejsza. Tik-tak Deana Koontza to, wedle mej najlepszej wiedzy, najgorsza książka jaka kiedykolwiek powstała, Ulisses to najtrudniejsza, Dziecię Boże McCarthy’ego najbardziej przerażająca, a Przygody Tomka Sawyera to, bez żadnych wątpliwości, najcudowniejszy, najpiękniejszy kawałek prozy włożony między okładki. Teraz do tego pstrokatego grona doszlusowuje W potrzasku Matta Richtela - powieść, którą czyta się najszybciej ze wszystkich innych.
W potrzasku jest historią Nathanela, dziennikarza specjalizującego się w małych aferach, który pewnego pięknego dnia omal nie wylatuje w powietrze podczas eksplozji kawiarenki. Pewno by go rozerwało, gdyby nie ratunek z najmniej spodziewanej strony, konkretnie - zza grobu, od Anny, ukochanej Nathanela, która utonęła przed czterema laty. Oczywiście, wybuch zwiastuje jedynie tajemnice i wyzwania, stojące przed naszym gryzipiórkiem. Prowadzą one do Doliny Krzemowej, do świata wielkich pieniędzy i technologii komputerowych, zdolnych manipulować ludzką świadomością. W swych poszukiwaniach, Nathalnel zyskuje sojuszniczkę, piękną Erin, również ocalałą z wybuchu. Interesująco rozwijająca się znajomość rodzi nawet nadzieję na trójkąt - szybko wychodzi na jaw, że ciała Anny nie znaleziono. A w literaturze popularnej przecież jest tak, że jeśli kogoś nie rozstrzelają, następnie nie utopią, nie rozerwą końmi, nie spalą, nie porąbią i na koniec nie zakopią resztek na czterech końcach świata, ten ktoś z pewnością ciągle żyje i ma się całkiem dobrze.
Wbrew kliszom, obecnym w całej powieści, Matt Richtel zdobył się jednak na mocne, gorzkie zakończenie. Sama fabuła spełnia standardy solidnej opowieści sensacyjnej, ale przywoływane przez autora rozwiązania technologiczne pod koniec książki przynależą już do fantastyki (fakt, bliskiego zasięgu), co, jako zaciekły tropiciel takich zagrań, odnotowuję z wielką radością.
W potrzasku jest powieścią nie tylko w lekturze nad wyraz prędką, ale i osobliwie wciągającą. Zanurzywszy w niej nos w autobusie, dwukrotnie przegapiłem przystanek na którym miałem wysiąść, w tym raz tak udanie, że miast pod biblioteką UW, wylądowałem na Żeraniu. Moja to ułomność, czy rekomendacja dla Richtela - nie wiadomo.