„Ugryziona”, Kelley Armstrong
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuKsiążka tylko pozornie przypomina przesławną powieść Stephenie Meyer. Powstała dwa lata wcześniej, wilkołak zastąpił wampira, łzawy romans ustąpił wątkom sensacyjnym. Nie ulega jednak wątpliwości, że sukces Zmierzchu przysłużył się Kelley Armstrong. Wilkołakom, jak i innym fantastycznym stworom, wolno wszystko, z wyjątkiem jednego - nie mogą być nudne. O tym autorka zapomniała.
Ugryziona tylko pozornie przypomina przesławną powieść Stephenie Meyer. Powstała dwa lata wcześniej, wilkołak zastąpił wampira, łzawy romans ustąpił wątkom sensacyjnym. Nie ulega jednak wątpliwości, że sukces Zmierzchu przysłużył się Kelley Armstrong. Niestety, nie można tego samego powiedzieć o czytelnikach.
Elena wiedzie podwójne życie, ale nie takie, jakiego oczekiwalibyśmy od młodej, pięknej kobiety. W dzień jest wziętą dziennikarką, poza tym uprawia sporty i próbuje ułożyć sobie życie z uroczym i nudnawym Philipem. Jest także wilkołakiem, jedynym przedstawicielem swojej płci w tej niecodziennej społeczności. Zdołała okiełznać instynkty, przemienia się z rzadka i w sposób kontrolowany, wierzy też, że zdoła wieść normalne życie wśród ludzi. Aż przychodzi wezwanie od Watahy, której Elena winna jest posłuszeństwo. Zorganizowane, dobre wilkołaki mają kłopot, bo pojawiły się wilkołaki niezorganizowane i złe. Mordują gdzie popadnie, także swoich. Elena niechętnie wikła się w tę sprawę ale wkrótce, niczym prawdziwy drapieżca łapie trop i nie chce odpuścić. Ktoś próbuje stworzyć armię potworów, przejąć władzę i zająć się zabijaniem.
Tak jak wampir ze Zmierzchu nie był właściwie wampirem lecz rodzajem supermana, tak wilkołak w Ugryzionej nie ma za wiele wspólnego ze swymi sławetnymi poprzednikami. Przemiana Eleny ma charakter pozorny i ogranicza się do fizyczności. Dziewczyna w wilczej postaci jest szybsza, silniejsza i ma bardziej wyczulone zmysły. Wewnątrz pozostaje człowiekiem i nie daje się ponieść instynktom, co oznacza tyle, że nie zmienia się w wilka, a jedynie wilka udaje.
Powieść Kelley Armstrong mogłaby stanowić rozrywkowe uzupełnienie filmów w rodzaju Underworld, gdzie stwory z horrorów zyskują momentami ludzką twarz i uczestniczą w niemal ludzkich konfliktach, walcząc o władzę, miłość, domagają się sprawiedliwości za dawne krzywdy. Sensacyjną werwę książki niszczy zupełnie styl autorki i jeśli coś wyróżnia Ugryzioną z mnóstwa podobnych pozycji to właśnie sposób wypowiedzi literackiej. Nikt o zdrowych zmysłach nie oczekuje, by historię o zmaganiach między frakcjami wilkołaków opowiadać stylem Hemingwaya, ale Kelly Armstrong jest szczegółowa po obłęd.
Jeśli jej Elena akurat wstaje z łóżka, to musimy dowiedzieć się, co widzi za oknem, jakiego koloru są zasłony, następnie poznajemy szczegóły każdego jej kroku do łazienki i koniecznie musimy się dowiedzieć co w tej nieszczęsnej łazience się wyrabia, kosztem przynajmniej dwóch akapitów. W ten sposób najprostsze domowe czynności zżerają całe strony, do tego Armstrong traktuje czytelnika jak skończonego durnia, tłumacząc mu, co do czego służy. Jeśli więc Elena robi sobie kawę to w celu jej spożycia, zaś klub fitness odwiedza – co za niespodzianka – aby sobie poćwiczyć. W ten sposób nurzamy się w oczywistościach, nadymających książę do zupełnie zbędnych 500 stron, a żeby było jeszcze lepiej, kiedy tylko zaczyna dziać się coś ciekawego, Armstrong nabiera wody w usta. Chciałbym, na przykład, dowiedzieć się jak wygląda rozróba między wilkołakami w jej świecie, niestety, kiedy wreszcie jej doczekałem, natrafiam na wyznanie: nie będę przedstawiała tu całej walki w szczegółach, bo byłaby to nudna lista ciosów, chwytów i upadków, a poza tym nie przyglądałam się jej zbyt uważnie. Nic tylko zawyć do księżyca.
Wilkołakom, jak i innym fantastycznym stworom wolno wszystko, z jednym tylko wyjątkiem. Mogą być wściekłe i kochliwe, niech zabijają całe miasta albo i pielęgnują ogródki, zmieniają się podczas pełni czy też z okazji żałoby narodowej, pozwólmy im fruwać i pisać wiersze. Tylko jedno jest zabronione. Nie mogą być nudne.
Bo srebrna kula w łeb!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze