„Skryba”, Antonio Garrido
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuNa pierwszy rzut oka, powieść Garrido sprawia wrażenie kolejnego klonu Kodu da Vinci. Osadzona współcześnie akcja, bystry badacz, tajemnica skrywana przez Kościół, wreszcie intensywna obecność tajnego stowarzyszenia – to wszystko znamy aż za dobrze. Książka jest inteligentnym i trzymającym w napięciu thrillerem historycznym, osadzonym we wczesnym średniowieczu.
Dokument zwany Donacją Konstantyna (od imienia pierwszego chrześcijańskiego cesarza Rzymu) zawiera, po pierwsze, świadectwo licznych sukcesów, jakich rzeczony Konstantyn doświadczył w związku ze swym nawróceniem. Po drugie, znajdujemy wykaz dóbr i zaszczytów przekazanych młodemu Kościołowi, a wśród nich takie cymesy jak senatorskie przywileje dla biskupów oraz praktycznie całą Italię z Rzymem na czele. Ładnie, prawda? Niestety, Konstantyn był cięty na władzę jak mało kto, a sama Donacja należy do najsłynniejszych fałszywek w historii, także dlatego, że sprokurowano ją nad wyraz nieudolnie. Skryba opowiada właśnie historię tego fałszerstwa.
Na pierwszy rzut oka, powieść Garrido sprawia wrażenie kolejnego klonu Kodu da Vinci, czyli straszliwej ramoty – dziś, każdy szanujący się autor zżyna ze Stephanie Meyer. Osadzona współcześnie akcja, bystry badacz, tajemnica skrywana przez Kościół, wreszcie intensywna obecność tajnego stowarzyszenia – to wszystko znamy aż za dobrze. Tymczasem, Skryba jest inteligentnym i trzymającym w napięciu thrillerem historycznym, osadzonym we wczesnym średniowieczu, wolnym też od wszelkich związków z powieścią Dana Browna.
Żeby było jeszcze lepiej, sama oś intrygi, czyli historia sfałszowania Donacji Konstantyna raczej nie zaprzątnie uwagi czytelnika; ten najpewniej zasmakuje w wątkach pobocznych. Młoda, piękna i mądra Theresa jest taką wczesnośredniowieczną feministką, umie czytać i pisać, wyróżnia się pędem do wiedzy i ogólną zaradnością. W skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności traci pracę i, oskarżona o podpalenie, musi uchodzić na tułaczkę. Podczas wędrówki spotka ludzi dobrych i złych, zakocha się co najmniej dwukrotnie, zaprzyjaźni z dziwką świętszą od papieża, spotka się z Karolem Wielkim, pomoże rozwiązać zagadkę kryminalną, by na koniec znaleźć się w samym środku największego współczesnego fałszerstwa. Ale najtrudniejszym jej zadaniem będzie ocalenie ojca, zdolnego skryby i fałszerza, który, równy jej rozumem, ma zdecydowanie mniej szczęścia.
Garrido tylko w połowie odrobił lekcję historii. Ogrom zgromadzonych faktów naprawdę budzi szacunek. Dowiadujemy się wiele o szczegółach panowania Karola Wielkiego, warunkach życia w jego kraju, z samych szczegółów sporządzania manuskryptów można by sklecić mały leksykon. Przygody Theresy są może naiwne, na co należy przymknąć oko – taki już urok powieści przygodowych. Nie sposób przeboleć innego błędu, czyli narzucenia ludziom, żyjącym kilkanaście stuleci wcześniej naszej współczesnej mentalności, a co gorsza, metod prowadzenia śledztwa. Bohaterowie prześcigają się w dedukcji, używają nawet słowa „podejrzany”, tymczasem metody stwierdzania winy zawężały się właściwie do zeznań świadków, zaś sprawcę należało schwytać na gorącym uczynku. Sztuka detektywistyczna, którą znamy dzisiaj ma korzenie w XIX wieku, poziom niedorzeczności momentami jest tak wielki, że chwilami oczekiwałem na coś o odciskach palców. Szkoda, bo sama intryga handlu zatrutym ziarnem wyróżnia się dość misterną konstrukcją.
Momentami rozwiązania przyjęte przez Garrido są irytujące, z drugiej strony, jeśli uznamy Skrybę za literaturę rozrywkową, a nie solidne dzieło historyczne, lektura nie powinna przynieść rozczarowania.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze