Chuck Palahniuk słynie z tego, że pisze nieustannie tę samą książkę: bohaterem czyni człowieka wysoce niezgranego ze społeczeństwem, który prywatnie robi rzeczy dziwne: organizuje nielegalne walki, produkuje bomby z mydła, je w restauracjach tylko po to by puścić pawia, a do tego sądzi, że jest potomkiem Chrystusa. Człowiek ów, niezależnie od tego, jaki tytuł noszą jego przygody, prowadzi swoje otoczenie do jakiegoś nieszczęścia. Porwie samolot, albo wysadzi pół miasta. Uwagę zwraca wściekłe, cyniczne komentowanie rzeczywistości, fantazyjne opisy aktów seksualnych, oraz funkcjonująca w tle, wyraźna tęsknota za jakąkolwiek moralnością, co niektórych krytyków skłania do kwalifikowania jego książek jako moralitetów.
Jakie jest to Portland? Działa tam gazeta, oraz gorąca linia dla tancerek na rurze, gdzie mogą dokształcić się zawodowo i zyskać informacje o niebezpiecznych klientach. Na specjalnym torze odbywają się wyścigi głośnych samochodów. Wydry morskie w miejskim ogrodzie zoologicznym noszą imiona zaczerpnięte od bohaterów Steinbecka. Stoi sobie Miasto Szatana, jest też największa na świecie tablica z Dziesięciorgiem Przykazań. Ludzie paradują po mieście w stringach z cudzych włosów. Grasują łowcy duchów, a w pewnym hotelu straszy upiór samobójcy, który spadając z ósmego pietra zaglądał do kolejnych pokoi (w nich się pojawia). I tak dalej i tak dalej. Dowiemy się też gdzie zjeść i czemu warto pójść do muzeum skarbonek. Do tych opowieści dostosował się styl autora, wciąż zwięzły, mniej drapieżny, bliższy wypowiedziom znanych z „normalnych” przewodników.
Co więc pozostało ze starego Palahniuka w nowym, w facecie po czterdziestce, włóczącym się po mieście? Ano przekonanie, że pod fasadą spokoju, amerykańskiej normalności, kieratu praca-dom-dzieci-zakupy kryje się, proszę o wybaczenie, potężny ładunek szajby, rozsadzającej ludziom głowy. Widujemy duchy, zostajemy drag queens i przebieramy się za mikołajów. Czasem bierzemy siekierę i robimy porządek. Jest to więc szajba różnoraka, czasem śmieszna, czasem straszliwa, często zaś drobna, czyli – zabawna lub irytująca. Jesteśmy dziwni. Jesteśmy niezwykli w najróżniejszy sposób, świat to barwne miejsce, do tego, poczucie alienacji, obecne w takim Rozbitku jest wyraźnie słabsze. Podoba mi się ta wizja, podoba też nowa książka Chucka Palahniuka.
Dzisiejszy stosunek autora do Portland pozostaje zagadkowy. Prawdopodobnie ciągle tam siedzi lub przeniósł się do Vancouver (Washington). Oficjalna strona pisarza głosi, ze kursuje między tymi dwoma miejscami. Wiemy przynajmniej jedno: lubi, jak jest mokro i chłodno.