"Depeche Mode", Serhij Żadan
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temu„Depeche Mode” to kolejna książka z serii Wydawnictwa Czarne, promującej młodych, mało znanych i zdolnych. Wprawdzie Serhij Żadan bardzo młody już nie jest - skończył 32 lata, jednak jego powieść jest cudownie młodoliteracka. Mamy więc mnóstwo brudu życia, pijaństwa i marihuany, nerwowy, choć momentami błyskotliwy język stylizowany na mowę potoczną, wysokie stężenie wulgaryzmów, wreszcie luźną konstrukcję tekstu, czyli, mówiąc po ludzku, kilka opowiadań spiętych fabularną klamrą.
Nad całością unosi się duch mistrza pijackiej metafizyki Wieniczki Jerofiejewa, brzmią echa prozy Andruchowycza.
Akcja rozgrywa się w Charkowie, mamy czerwiec 1993, trzech kolegów szuka czwartego, by przekazać mu nowinę o pogrzebie ojczyma. Ich wysiłki stanowią pretekst do wielowątkowej opowieści, gdzie pomiędzy jedną przygodą a trzecim upiciem się autor zadaje pytania o sens życia. Satysfakcjonujących odpowiedzi młodzi ludzie nie mają; zawieszeni w moralnym i fizycznym „nigdziebądź” (akcja mogłaby się dziać w dowolnym mieście Europy Środkowo-Wschodniej) zdobywają się na kpinę. Kpiną jest przecież wyłożony przez jednego z bohaterów model idealnego ustroju — pochuizmu, gdzie człowiek nastawiony jest wyłącznie na trwanie i żeruje na tym, co stworzyły poprzednie pokolenia.
Wizja „pokolenia Depeche Mode” wypada pesymistycznie – można się odurzać lub zostać „pojebem” (tego słowa narrator używa z lubością) – ale lektura daje mnóstwo radości. Żadan ma oko do szczegółu i poczucie humoru w duchu Haska, co widać zwłaszcza w znakomitym kazaniu pastora Johnsona-i-Johnsona i piorunującej scenie podróży pociągiem, z ucieczką przez okno i pijaństwem na torach włącznie. Hasek miał jednak ogrom ciepła dla galerii swoich charakterów. Żadan topi dobre uczucia w poczuciu beznadziei. Być może jest to fatalizm miejsca, szczególnie doświadczonego przez historię, a może po prostu stykamy się z typowym, nastoletnim narzekactwem, równie ulotnym co barwnie przedstawionym.
Większość krytyków porównuje „Depeche Mode” do „Ulissesa” i „Moskwy – Pietuszki”, ale mało kto dostrzegł, że Żadan mimowolnie wskrzesił nieco zapomnianą powieść łotrzykowską („12 krzeseł” Ilfa i Pietrofa z tytułów geograficznie bliskich). Tutaj trzech młodych pijaków przemierza Charków, sprzedając wódkę, kupując trawę i kradnąc pudło z domniemanymi skarbami, w którym znajdują popiersie Mołotowa. Głównym odnośnikiem jest jednak Jerofiejew, a Żadan nieśmiało próbuje wprowadzać religijny kontekst, czyniąc to w sposób nieprzekonujący. Jezus w mieszkaniu dilera wodzący oczami za bohaterami jest tylko kolejnym rekwizytem.
Charków Żadana jest uchwycony w procesie przemian. Straszą duchy komunizmu i nikt nie znalazł sposobu, aby je odegnać. Instytucje państwowe są karykaturą samych siebie, tradycyjna religijność również, w przyjaźń jeszcze można uwierzyć, a picie staje się obowiązkiem. Nie ma nadziei Jerofiejewa, od którego cienia Żadan nie umie się uwolnić, ani Haskowego ciepła, jest za to pewność, że ten stan ulegnie zmianie. Pisze o młodych pijakach, a każdy młody pijak wierzy we własną klątwę i rychły koniec świata, po czym dorasta i zapomina. Z bohaterami „Depeche Mode” będzie tak samo, a na razie warto z nimi poprzebywać, choć może odbić się to fatalnie na zdrowiu. Już po trzydziestu stronach lektury człowiek nabiera ochoty na kielicha.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze