"Wyznania gejszy", reż. Rob Marshall
DOROTA SMELA • dawno temuAdaptacją bestsellerowej powieści Amerykanina Artura Goldena miał początkowo zająć się Steven Spielberg, a później Spike Jonze. Ostatecznie reżyserię powierzono Robowi Marshallowi – specjaliście od broadwayowskich musicali, odpowiedzialnemu za oscarowy sukces Chicago. Można było przypuszczać, że operujący muzycznym skrótem Marshall w procesie adaptacji zostawi z książki jedynie fabularny szkielet, usuwając bezwartościowe z punktu widzenia akcji opisy obyczajowe. Wciąż jednak niektórzy (łącznie ze mną) liczyli na fascynujące widowisko i skandalizujący dramat. Nie udało się!
Adaptacją bestsellerowej powieści Amerykanina Artura Goldena miał początkowo zająć się Steven Spielberg, a później Spike Jonze. Ostatecznie reżyserię powierzono Robowi Marshallowi – specjaliście od broadwayowskich musicali, odpowiedzialnemu za oscarowy sukces Chicago. Można było przypuszczać, że operujący muzycznym skrótem Marshall w procesie adaptacji zostawi z książki jedynie fabularny szkielet, usuwając bezwartościowe z punktu widzenia akcji opisy obyczajowe. Wciąż jednak niektórzy (łącznie ze mną) liczyli na fascynujące widowisko i skandalizujący dramat. Nie udało się!
Historia, która toczy się w starej dzielnicy Kioto – Gion, to opowieść o córce rybaka sprzedanej do okiya – czyli domu gejsz. Zarówno widzowi, jak i małej Sayuri z trudem przyjdzie zrozumieć, jak szczęśliwym zrządzeniem losu okazała się podyktowana ubóstwem decyzja jej rodziny. Niespotykana w tamtych stronach uroda dziewczynki (niebieskie oczy) była biletem do lepszego świata. W latach 30. w Japonii dziewczynki z biednych rodzin trafiały często znacznie gorzej, bo prosto na ulicę (starsza siostra Sayuri ląduje w burdelu). Bohaterka Wyznań, choć cierpi z powodu rozdzielenia z rodziną i nieprzyjaznej atmosfery w okiya, z czasem przekonuje się do nowego zawodu. A wszystko to pod wpływem przypadkowego spotkania z człowiekiem, który jako jedyny okaże jej przelotne względy. Prezes, elegancki biznesmen otoczony kobietami do towarzystwa, zapisze się w pamięci dziesięciolatki jako wysoko postawiony w hierarchii społecznej człowiek sukcesu, o którego względy należy zawalczyć za wszelką cenę.
Na poziomie fabularnym film jest wierny książce. Opowiada w porządku chronologicznym o żmudnych staraniach Sayuri, by stać się członkinią śmietanki towarzyskiej. Po nieudanej próbie ucieczki, która omal nie przekreśliła przyszłości dziewczynki, Sayuri wraca do łask swojej właścicielki i otrzymuje kolejną szansę. Śledzimy jej naukę i praktykę, pierwsze kroki w zawodzie: najpierw jako maiko, czyli praktykantki, potem gejszy. Na drugim planie otrzymujemy też wątły szkic stosunków społecznych feudalnej Japonii i skomplikowanych układów środowiskowych. Intrygi, walka o dominację między starszymi gejszami, strategiczne znaczenie debiutu dla młodej adeptki sztuki zabawiania mężczyzn, decydująca o jej statusie cena wynegocjowana za tzw. mizuage, czyli zwyczajnie cnotę nastoletniej gejszy to niewątpliwie te szczegóły historii, które poprzez swą egzotykę intrygują w Wyznaniach najbardziej.
Szkoda jedynie, że Marshall poświęcił im tak niewiele uwagi. Golden, pisząc powieść, miał za sobą wieloletnie studia nad kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni. Jego ambicją było oswoić wieloznaczny Orient, czyniąc go przystępnym dla masowego czytelnika. Książka oprócz wciągającej melodramatycznej fabuły oferuje bogactwo obserwacji socjologicznych, faktograficzną skrupulatność i ma sporą wartość poznawczą. W filmie pierwszeństwo dostaje akcja, która musi toczyć się wartko. Luki narracyjne łata głos z offu łopatologicznie tłumaczący widzowi, o co chodzi. Prominentną pozycję w opowiadanej historii zajmuje oczywiście cukierkowy wątek miłosny, który usuwa w cień antropologiczne dywagacje autora książki. W rezultacie film Marshalla ogląda się jak harlequina z wyższej półki, czyli dzieje biednej sierotki, naiwnej jak serialowa Oshin. A pomyśleć, że za produkcją „Wyznań gejszy” stoi armia znakomitości i gwiazd – począwszy od produkującego obraz Spielberga, poprzez reżysera, twórcę Chicago, najbardziej celebrowanego kompozytora muzyki filmowej Johna Williamsa, znane z ambitnego kina chińskie aktorki Gong Li i Zhang Ziyi (dobre role), na Kenie Watanabe, rozsławionym przez występ w Ostatnim samuraju, skończywszy.
Niestety wszystkim tym utalentowanym ludziom przyświecała wyraźnie merkantylna filozofia, w ramach której gejszę potraktowano jako dojną krowę. Wyszło tkliwe romansidło w stylu Angielskiego pacjenta, w oprawie kiczowatej cepelii z Dalekiego Wschodu. Do tego momentami naprawdę nudne, bo skrojone na modłę kina familijnego. Nie jestem zwolenniczką obyczajowego skandalu, ale tu akurat trochę pieprzu by się przydało.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze