"Co się zdarzyło w Las Vegas", Tom Vaughan
DOROTA SMELA • dawno temuKomedia romantyczna, ale tylko z nazwy. Film opowiada o przepychankach pomiędzy niezbyt dobraną parą, graną przez Cameron Diaz i Ashtona Kutchera, których los skazuje na życie pod jednym dachem. Oboje mają za sobą trudny okres: Joy została porzucona przez swojego partnera podczas imprezy urodzinowej, którą dla niego zorganizowała, Jacka wylał z pracy własny ojciec. Postanowili ruszyć na szalony weekend do Las Vegas.
Komedia romantyczna, ale tylko z nazwy. Film opowiada bowiem o przepychankach pomiędzy niezbyt dobraną parą, graną przez Cameron Diaz i Ashtona Kutchera, których los skazuje na życie pod jednym dachem. Oboje mają za sobą trudny okres: Joy McNally została porzucona przez swojego partnera podczas imprezy urodzinowej, którą dla niego zorganizowała, Jacka Fullera wylał z pracy własny ojciec. Niezależnie od siebie postanowili wziąć pod pachę najlepszego kumpla/kumpelę i ruszyć na szalony weekend do Las Vegas. Tu omyłkowo całą czwórkę zakwaterowano w jednym pokoju, co początkowo budzi oburzenie pań, ale z czasem okazuje się mieć liczne dobre strony. W ramach rekompensaty hotel proponuje bowiem nie tylko lepsze apartamenty, ale także limuzynę i plik wejściówek na najlepsze imprezy. Joy postanawia przyjąć zaproszenie na drinka od Jacka, który zaimponował jej uporem. Drink wkrótce zamienia się w rzekę alkoholu i tańce na stołach. W pijanym widzie para najwidoczniej przypada sobie do gustu, gdyż rano oboje mają już na palcach obrączki. Podczas śniadania żadne z nich nie kryje zażenowania i próbuje jedno przez drugie ze sobą zerwać. Cała rozmowa toczy się obok automatu do gry, do którego on wrzuca jej monetę i rozbija bank. Chcą podzielić pieniądze i rozejść się spokojnie każdy w swoją stronę, jednak złośliwy monogamiczny sędzia postanawia nauczyć ich szacunku wobec instytucji małżeństwa i skazuje na obowiązkową terapię i wspólne mieszkanie. Zaczyna się próba sił w rodzaju "trafiła kosa na kamień".
Scenariusz jest tak schematyczny, że trudno się wciągnąć w tę wypreparowaną historię. Dobrze wiemy, że sprawy potoczą się tu zgodnie z przysłowiem "kto się czubi, ten się lubi" i widza na fotelu może utrzymać tylko sadystyczna ciekawość świństw, jakie będą sobie podkładać przez cały film "Pan i pani Smith". A w tej materii panuje zasada estetyczna rodem z komedii braci Farrelly — wszystkie chwyty dozwolone, ze wskazaniem na te obleśne. Dlatego olewanie brudnych naczyń (sic!), symulowanie seksu oralnego przy użyciu butelki czy rzucanie panny młodej o podłogę tuż za progiem to skwarki, które mają nadać tej starej i rozgotowanej masie filmowej smaku (być może nie przypadkiem główna bohaterka Joy też wygląda jak skwarka). Cały scenariusz jest zresztą wielce nieprzekonujący.
Co się zdarzyło w Las Vegas to przykład hollywoodzkiej produkcji, której budżet musiał chyba w większości pójść na gaże aktorskie. Nie wystarczyło już bowiem wyraźnie na dobrego scenarzystę ani reżysera (obaj panowie to początkujący wyrobnicy). Początek i końcówka filmu wręcz rażą sztucznością — są źle napisane, źle zmontowane, a i nieudolnie prowadzone gwiazdy grają w sposób wysilony i nienaturalny. Ktoś powie: taka konwencja. Ale nawet taka Dziewczyna moich koszmarów była sprawniej zrealizowana, mniej przewidywalna i znacznie lepiej zagrana. Największą słabością Co się zdarzyło w Las Vegas wydaje się właśnie fakt, że nie jest to ani komedia romantyczna w starym stylu (ostatnią tego typu produkcją na naszych ekranach był chyba Holiday), ani fizjologiczno-obrzydzająca komedia Farrellych, tylko coś pomiędzy. A takie mutacje żyją krótkim życiem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze