„Wyznania randkowiczki” Rosy Edwards – recenzja
ALICJA BARSZCZ • dawno temuMożemy uogólnić, że każdy człowiek chciałby odnaleźć swoją drugą połówkę, poczuć prawdziwą miłość i spełnienie. Jedni aktywnie szukają partnera, inni czekają na zrządzenie losu, a jeszcze inni przypadkiem natykają się na tą/tego jedyną/jedynego.
Rosy Edwards, bohaterka książki „Wyznania randkowiczki” wydanej przez Wydawnictwo ZYSK i S-KA, ma już serdecznie dosyć swojej samotności. Jest niespełnioną pracownicą działu PR marzącą o karierze pisarki, a po wieloletnim związku z Charliem brakuje jej możliwości zaangażowania się, wspólnych planów oraz wzajemnego zaufania. Jak na złość, jej kolejna przyjaciółka wychodzi za mąż, a ona jako druhna nie ma nawet partnera, z którym mogłaby pojawić się na weselu. Postanawia więc wziąć sprawy w swoje ręce i przestać wreszcie wspominać oraz tylko liczyć na szczęście, bo szczęściu trzeba pomagać!
Po kilku randkach zaaranżowanych przez znajomych Rosy instaluje sobie aplikację Tinder. Liczy, że dzięki niej znajdzie miłość swojego życia. Na czym polega cała zabawa? Na podstawie zdjęć oraz kilku zdań o sobie można zadecydować, czy dana osoba wpadła nam w oko, czy nie. Jeśli tak i jeśli ona również zaznaczyła nas jako interesujących, pojawia się możliwość rozpoczęcia konwersacji prywatnej. Po kilku wymienionych wiadomościach możemy zdecydować się na realne spotkanie. Proste – aż zbyt proste. Rosy szybko uczy się kilku niepisanych zasad, które bezwzględnie należy stosować, korzystając z Tindera. Są to np.: nigdy nie akceptuj faceta z czarno-białymi zdjęciami – na pewno jest rudy lub po prostu brzydki, zawsze odrzucaj gości w kapeluszach – są łysi, nie „lajkuj” faceta, który nie stoi obok niczego, co mogłoby pomóc w domyśleniu się jego wzrostu – jest zwyczajnie niski.
Oczywiście Tinder kryje w sobie wiele pułapek. Nie tylko „normalni” ludzi się w nim znajdują, ale też totalnie odjechani wariaci podejrzewający wszystkich o ćpanie albo mężczyźni sami nie stroniący od narkotyków, albo też faceci liczący tylko na niezobowiązujący seks. To trochę jak szukanie igły w stogu siana. Okazuje się, że nie tak prosto znaleźć wartościowego człowieka wśród tych wszystkich bywalców „Tinderlandii”. Trzeba przyznać, że życie Rosy staje się bogate pod względem towarzyskim, uczestniczy w kilku – mniej lub bardziej udanych randkach, poznaje mniej lub bardziej ciekawych ludzi. Niestety trudno jej dostrzec tę iskierkę zrozumienia i szansy na dłuższą wspólną przyszłość. Czy Rosy znajdzie wreszcie swoją wielką miłość? Koniecznie przeczytajcie „Wyznania randkowiczki”.
Książka jest ładnie wydana i dobrze się ją czyta. Język jest prosty i przyjemny, a historia wciągająca. Akcja dzieje się w aktualnych czasach, w których królują blogi, Facebook, Instagram i aplikacje na telefon, więc myślę, że starszym osobom znacznie trudniej będzie się w niej odnaleźć. Zdecydowanie przyjemniejsza jest dla młodszego oraz średniego pokolenia kobiet. Bo na pewno kobietom bardziej się spodoba niż mężczyznom. Mamy więc profil potencjalnego czytelnika: kobieta między 20. a 40. rokiem życia – może też stojąca na rozdrożu – tak jak bohaterka. Rosy jest kobietą niedoskonałą (lubi jeść batoniki, ciągle się odchudza, nie lubi chodzić na siłownię), więc na pewno stanie się bliska każdemu z nas. Wzbudza naszą sympatię właśnie dzięki temu, że nie jest idealna.
Książka uzmysławia nam, jak ważne jest pierwsze wrażenie. I nie chodzi tutaj tylko o zdjęcie w aplikacji komórkowej, ale właśnie o pierwsze wrażenie w ogóle. Oczywiście zaczynamy od wizerunku, ale potem dochodzą pierwsze słowa pisane aż w końcu wymawiane głośno w czasie spotkania. Wystarczy sekunda, by ocenić, czy ktoś się komuś podoba czy nie, ale jednocześnie wystarczy kilka zamienionych słów, by pierwsze wrażenie zmodyfikować, by ktoś nabrał wartości lub ją stracił w naszych oczach.
Widzimy też motyw „drugiej strony monitora” – ten, z kim rozmawiamy może wcale nie być tym, za kogo się podaje. Łatwo kogoś oszukać przez internet. Łatwo napisać „Uwielbiam sport”, podczas gdy jedynym ruchem, jaki wykonujemy, jest wejście na pierwsze piętro, by dostać się do mieszkania. W książce mamy też do czynienia z ludźmi, którzy poprzez aplikację umawiają się z kilkoma osobami, będąc jednocześnie z kimś „na stałe”, o czym przekonuje się najlepsza przyjaciółka Rosy.
Ponadto „Wyznania randkowiczki” pokazują nam, że nie warto marnować swojej energii i życia na coś, czego nie lubimy robić. Praca w PR dla bohaterki była sposobem na utrzymanie się, ale nie sprawiała jej żadnej radości. Każdy dzień pracy skupiał się na tym, by wykreślać z listy kolejne rzeczy do zrobienia, a jednocześnie na myśleniu o tym, kiedy wreszcie będzie przerwa na lunch oraz czas powrotu do domu. Okazało się, że mniej płatna praca, na pozór mało ciekawa i prosta – pomoc nauczycielki – może sprawiać więcej satysfakcji. Historia Rosy daje więc do myślenia. Każe nam zastanowić się, czy nasze życie na pewno wygląda tak, jakbyśmy tego chcieli. A jeśli nie, to może czas na zmiany?
„Wyznania randkowiczki” jest więc książką o poszukiwaniu. Może być przyjemną lekturą po ciężkim dniu pracy, ale też stanowi zestawienie aktualnych problemów nękających naprawdę wiele osób w wieku zbliżonym do wieku bohaterki (27 lat). Humorystyczne sytuacje dodają jej uroku i zachęcają do czytania kolejnych stron. Sprawdźcie sami.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze