Katie Marsh „Wszystko, co mam” – recenzja
ALICJA BARSZCZ • dawno temuChoroba jest niezwykle trudnym doświadczeniem nie tylko dla osoby, której bezpośrednio dotyczy, ale również dla bliskich, którzy towarzyszą choremu w czasie leczenia i zmagania się na co dzień z wszelkimi jej konsekwencjami.
W książce „Wszystko, co mam”, napisanej przez Katie Marsh i wydanej przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka, poznajemy Hannę i Toma. Małżeństwo z ponad pięcioletnim stażem, które chyli się ku upadkowi.
Mąż zatracony w pracy prawnika, by za wszelką cenę zapewnić wygody swojej żonie, która właściwie wcale tych wygód nie potrzebuje. Żona – nauczycielka z powołania, która po kilku latach pracy jest zawalana przez szefową papierkową robotą i nie czuje już tego, że jest potrzebna – zarówno w szkole, jak i w domu.
Ciągłe pretensje, częste picie, ciągły brak zadowolenia, pomimo ogromnego poświęcenia, a wreszcie zdrada i planowane rozstanie. To wszystko zostaje przerwane przez nagły i niespodziewany atak choroby. Tom przechodzi udar… Jego lewa ręka i lewa noga stają się bezwładne, nie może chodzić, nie może samodzielnie jeść, nie może nawet samodzielnie udać się do toalety.
Hanna, która następnego dnia miała powiedzieć mężowi, że wyjeżdża, czuje się w obowiązku pozostać z nim, by pielęgnować go i pomóc mu w tych ciężkich chwilach i w czasie długotrwałej rehabilitacji. Po raz kolejny porzuca swoje marzenia, by poświęcić się dla niego.
Te trudne chwile sprawiają, że ich związek otrzymuje drugą szansę. Na nowo Hanna i Tom uczą się ze sobą rozmawiać, słuchać siebie nawzajem, doceniać drobne szczęścia i po prostu się kochać. Nie jest to proste, nie jest to szybkie, ale krok po kroku małżeństwo znów poznaje się i daje sobie szczęście.
Książka została podzielona na dwie części, które przeplatają się ze sobą. Jeden rozdział dotyczy czasu teraźniejszego, by kolejny opisywał wydarzenia z przeszłości. W teraźniejszości widzimy odradzającą się miłość oraz zmagania z konsekwencjami udaru, podczas gdy w przeszłości poznajemy młodych Toma i Hannę, gdy poznają się, zakochują w sobie, gdy przeżywają oświadczyny, własny ślub, a wreszcie czas załamania, rezygnacji, kłótni. Widzimy, jacy byli dawniej i jak zmieniło ich zaledwie kilka lat, co mieli i co stracili, ale też jak wyglądały ich relacje z rodzicami, z rodzeństwem.
W książce „Wszystko, co mam” widzimy, jak ważne jest to, by być ze sobą szczerym, by spełniać swoje marzenia, gdyż tak łatwo jest wpaść w rutynę, podporządkować się do oczekiwań innych, zapominając o swoich własnych.
Historia opisana przez Katie Marsh jest niezwykle wzruszająca i piękna. Wciąga na długie godziny, nie pozwalając odłożyć książki na później. Postaci są pełne życia i mimo swoich wad (albo właśnie dzięki nim) wzbudzają sympatię. Możemy w nich ujrzeć samych siebie, nie są idealne, a więc są nam bardzo bliskie. Cieszymy się więc ich szczęściem, smucimy niepowodzeniami.
Autorka porusza bardzo trudny temat udaru i życiu po udarze, trudach rehabilitacji i próby powrotu do sprawności, a jednocześnie opisuje związek u schyłku, który powstaje na nowo właśnie „dzięki” chorobie.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Alicja Barszcz
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze