Operetkowa Gala Walentynkowa
REDAKCJA • dawno temuMiłość to wybór, wolność, bezpieczeństwo, odpowiedzialność, kompromis. Czasem niezły interes – ubity dobrowolnie przez dwoje ludzi. Czemu taka fantastyczna rzecz jest co roku ohydnie wymuszana, wyszydzana, parodiowana i przeinaczana? Spłycana i infantylizowana? Obsadzana w roli głównej w bazarowej szopce? Nigdy tego nie pojmę.
Nie, to nie mój prześmiewczy tytuł, tylko nazwa imprezy „kulturalnej”, która niebawem odbędzie się w stolicy. Zapewne jednej z setek podobnych imprez. W tym wypadku tłumy panów z solidną emeryturą zakupią zapewne bilety dla siebie i swoich żon – słuchaczek Uniwersytetu Trzeciego Wieku. By po raz kolejny zaszaleć w rytm szlagieru Przetańczyć całą noc. W młodszym pokoleniu samotne szczęściary pójdą w stadach na czipendejlsów lub na klubowe melanże. Osobniczki bardziej depresyjne ułożą się singlowo przed telewizorami w pidżamach, w objęciach psa, kota i butelki wina, by po raz setny poryczeć się na 2-częściowym filmie o debilnej Bridget Jones. Zaobrączkowane przedstawicielki klasy średniej otrzymają kurierem bukiety z bilecikami. Może znajdzie się kilka zwykłych, młodych dziewczyn, które pójdą ze swoim chłopakiem na łyżwy lub do kina, a potem do łóżka. Jak niemal codziennie. Im właśnie kibicuję.
Kiedyś byłam zaobrączkowana w średniej klasie. Pewnego 14 lutego, po sześciu latach zaobrączkowania, dostałam od męża kwiaty zamówione i wysłane przez sekretarkę. Były to przepiękne storczyki, na których pyłek i zapach jestem uczulona. Mąż wrócił z pracy po dziesiątej wieczorem, bardzo z siebie dumny, chociaż wiedział, że lubię wyłącznie białe róże, które nie są towarem deficytowym. Czy chciałeś mnie zabić? - spytałam złowróżbnym żartem, kiedy dobiegł w panice do szpitala. Był to nasz początek końca.
Dziś, ze względu na niezbyt fortunny przebieg sprawy rozwodowej, spadłam o co najmniej klasę niżej i ubieram się w Drugich Rączkach. Niestety, od tygodnia nie jestem w stanie wcisnąć się do żadnego z moich ulubionych salonów mody, gdyż odstręczają mnie witryny, wypełnione od parapetów po sufity misiami, foczkami, lewkami, rysiami i inną zwierzyną pluszową obszytą bogato serduszkami. Istny atak walentynkowych zombiaków, a uciec nie ma dokąd.
Miłość to wybór, wolność, bezpieczeństwo, odpowiedzialność, kompromis. Czasem niezły interes – ubity dobrowolnie przez dwoje ludzi. Czemu taka fantastyczna rzecz jest co roku ohydnie wymuszana, wyszydzana, parodiowana i przeinaczana? Spłycana i infantylizowana? Obsadzana w roli głównej w bazarowej szopce?
Nigdy tego nie pojmę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze