Ach, ci dzisiejsi staruszkowie! Nie świecą przykładem!
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuTekst „Ach, ta dzisiejsza młodzież!” wydaje się być hasłem wiecznie żywym, uniwersalnym od wieków. Jest niczym dziedzictwo kulturowe, przekazywane z pokolenia na pokolenie. To, że młodzież potrafi wzbudzić grozę – wiadomo. Jednocześnie jednak obserwujemy wiele sytuacji, które podnoszą ciśnienie i cisną na usta słowa: „Ach, ci dzisiejsi staruszkowie!”
Tekst „Ach, ta dzisiejsza młodzież!” wydaje się być hasłem wiecznie żywym, uniwersalnym od wieków. Jest niczym dziedzictwo kulturowe, przekazywane z pokolenia na pokolenie. To, że młodzież potrafi wzbudzić grozę – wiadomo. Jednocześnie jednak obserwujemy wiele sytuacji, które podnoszą ciśnienie i cisną na usta słowa: „Ach, ci dzisiejsi staruszkowie!”.
Aneta (29 lat, nauczycielka z Gdańska):
— Na nasze młodziutkie jeszcze babcie narzekały ich babki, na temat ułomności naszego pokolenia rozwodzili się nasi dziadkowie. Dziś ów ponadczasowy lament wznosi już kto inny… Zauważyłam, że nawet mnie się zdarza, choć stara nie jestem. Pewnie, że wkurzają mnie nastolatkowie, ale nie mniej do zarzucenia mam paniom i panom starszym.
Nie dalej niż wczoraj, kiedy odprowadzałam dzieciaki do szkoły – szliśmy tak, jak się chadzać powinno, to jest prawą stroną alejki — na zderzenie czołowe z nami szła rozbujana, dość puszysta starsza pani. Kroczyła dziarsko, energicznie wymachując torbami. Nie byliśmy jej straszni. Na szczęście — uskakując niemal w ostatniej chwili — uniknęliśmy obrażeń. Dzieci były bardzo sytuacją zdziwione. Wspomniały, że uczę ich czegoś innego (uważam, że dzięki zasadom żyje się lepiej i łatwiej, więc je stosuję i tego uczę dzieci), że pani starsza powinna też to wiedzieć… Niby nic, a jednak wkurza.
Jestem wyczulona na zachowanie starszych pań i panów pewnie dlatego, że ci stawiają siebie za wzór do naśladowania dla młodszych pokoleń. A mimo to zachowują się jak konie dorożkarskie – prą przed siebie, na oślep, na zasadzie „ja, mnie, o mnie”. Wymagają, owszem, ale od innych. Tymczasem zmiany i reformy zawsze warto zaczynać od siebie.
Paulina (30 lat, pedagog z Warszawy):
— Pewnie, że kiedyś powodów do narzekania było jakby mniej, bo większość dzieciaków była jak spod jednej sztancy. Im czasy mniej archaiczne, tym młodzież pozwala sobie na więcej. Nie dziwię się w sumie, że starsi ludzie są zszokowani i że ciągle krytykują młodsze pokolenia, ale sobie też powinni się uważniej, bardziej krytycznie, przyjrzeć.
Czwartkowe zajęcia karate. Szyba, przez którą można podpatrywać zabawę dzieci, jest oblepiona rodzicielskimi twarzami do ostatniego centymetra kwadratowego (druga tura naszych przedstawicieli przewiesza się piętro wyżej przez balustradę trybun). Tymczasem przy oknie siedzi starsza pani – jest jej wygodnie, czyta książkę. Nie patrzy — ba! — nawet nie zerka na swojego wnuka, który trenuje na sali. Na sugestię, że blokuje nam taki świetny punkt obserwacyjny, a przecież – skoro nie jest zainteresowana przebiegiem zajęć - mogłaby czytać gdzieś nieco dalej, gdzie i światło lepsze, burknęła coś pod nosem. No kompletnie nas zignorowała — nie podniosła nawet wzroku. Uznaliśmy, że luz w psychice jest do pozazdroszczenia, a babci nie wyniesiemy, bo za ciężka. Żenada i tyle.
Monika (28 lat, graficzka z Olsztyna):
— Mam duży szacunek do ludzi, starszych zwłaszcza. Staram się być uczynna i uprzejma. Do czasu.
Szpital dziecięcy, sala numer 106. W łóżkach trzech małych chłopców — każdy po operacji. Ja i babcia jednego z nich spałyśmy na materacach, na podłodze (mój syn dzień wcześniej też miał zabieg). O godzinie piątej trzydzieści budzi mnie szelest reklamówki. Po chwili staje się coraz bardziej nachalny. Za chwilę pojawia się brzęk przyborów toaletowych – okazuje się, że babcia naszego małego sąsiada postanowiła się umyć. Jest rannym ptaszkiem i w nosie ma to, że dzieci śpią (ja zresztą też próbuję dojść do siebie po szarpanej snem nocy). Na moją prośbę, by miała na uwadze powyższe okoliczności, ta — ze stoickim spokojem, a nawet bezczelnie — odrzekła, że… to nie wczasy. I tyle. O jak się zagotowałam! Choć przyznaję, że najpierw mnie chwilę zatkało. Czar dobrotliwej staruszki, na jaką kreowała się pani Krystyna, prysł. Dzieci oczywiście po chwili się obudziły — to był długi, męczący dzień.
I to nie jest jednostkowy przypadek, kiedy miałam do czynienia ze starsza panią bądź panem, którzy – mrucząc pod nosem, jaka to ta dzisiejsza młodzież jest podła – sami zachowywali się pożal się Boże. Na co dzień wpajam dzieciom, że trzeba szanować innych, a wolność też ma swoje granice. I nie jestem w tym trendzie odosobniona. Tymczasem starsi państwo opinię o nas, młodych rodzicach, mają nieco inną. Dlatego wolałabym, żeby dali sobie na wstrzymanie i miarkę, którą przykładają do nas, przyłożyli do siebie. Zobaczymy, co wyjdzie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze