"Powiedz to, Gabi", reż. Roland Rowiński
TASZQ • dawno temuJedynym, obok gry aktorskiej dwojga protagonistów, akcentem ożywiającym film są energetyczne hip-hopowe rytmy „Paktofoniki” przeplatające się z jazzową muzyką Grzegorza Piotrowskiego oraz zespołu „Alchemik”. Niestety! Nawet muzyka nie jest w stanie ocalić Powiedz to, Gabi. Nie polecam.
Obawiając się użyć słowa fatalny, powiem taktownie, że film nie jest dobry. Przed przedwczesnym wyjściem z kina uchroniła mnie jedynie ciekawość. Byłam ciekawa Marty Chodorowskiej, studentki warszawskiej Akademii Teatralnej, która dopiero debiutuje tą rolą, a która już zdradza olbrzymie możliwości aktorskie oraz Andrzeja Chyry, jednego z najlepszych aktorów młodego pokolenia, związanego z warszawską sceną Teatru Rozmaitości i znany wszystkim z Długu Krzysztofa Krauzego. Nawet w tak słabo poprowadzonym reżysersko filmie, jak najnowszy obraz Rowińskiego, aktorom udaje się coś ocalić ze swego wielkiego talentu.
Tytułowa Gabi to śliczna szesnastolatka zakochana w starszym od siebie o kilkanaście lat Borysie, dziennikarzu mieszkającym w sąsiedztwie. Dziewczyna jest córką dozorcy kamienicy, wychowała ją praktycznie ulica: posiada niezwykły tupet, kłamie jak z nut, zręcznie kradnie, umie bezwzględnie dążyć do celu. Mimo to nadal cechuje ją dziewczęca niewinność i silne poczucie własnej wartości. Ku rozpaczy Gabi, Borys ma piękną narzeczoną (Magdalena Cielecka) i nie zauważa swej młodziutkiej sąsiadki. Nawet nie przyjdzie mu do głowy, że obok mieszka ktoś, kto tak bardzo pragnie zdobyć jego uczucie. Gabrysia zakrada się często do mieszkania Borysa pod jego nieobecność, chce być bliżej jego świata, bliżej niego, jednak wciąż nie ma odwagi wyznać mu swej miłości.
Tę historię można by opowiedzieć ciekawie. Wejść głębiej w temat, w psychikę postaci, uwypuklić udrękę młodej dziewczyny i zakłopotanie mężczyzny, pokazać prawdziwą zazdrość i prawdziwe pożądanie. Dać szansę aktorom. Zamiast interesującego dramatu (może to miała być komedia?) otrzymujemy szytą grubymi nićmi potrójną intrygę miłosną z kalekim wątkiem sensacyjnym w tle. Jakieś pseudo-rozważania o przeznaczeniu i przypadku, nachalne cytaty z Kieślowskiego, Lyncha i braci Wachowskich. Złamany rytm opowieści dziejącej się dwa razy. Pocisk lecący w zwolnionym tempie wprost na widza. Niespójny, tandetny scenariusz, fabuła okraszona raczej słabymi dowcipami.
Bohaterka pod wpływem uczucia przechodzi metamorfozę, dojrzewa, staje się mniej egoistyczna i bardziej świadoma, podobnie zresztą jak Borys, z początku skupiony głównie na sobie, nieczuły na troski innych, lecz my ledwie możemy to poczuć, gdyż reżyser już zmienia wątek, wprowadzając do akcji nieudolnych gangsterów i wymachując nam przed nosem protezą ręki wuja XY. Groch z kapustą, dużo wszystkiego i nic. Warsztat jest, ale sztuki, tej prawdziwej, która sama wnika poprzez oczy do serca, zdecydowanie brak.
Jedynym, obok gry aktorskiej dwojga protagonistów, akcentem ożywiającym film są energetyczne hip-hopowe rytmy „Paktofoniki” przeplatające się z jazzową muzyką Grzegorza Piotrowskiego oraz zespołu „Alchemik”. Niestety! Nawet muzyka nie jest w stanie ocalić Powiedz to, Gabi. Nie polecam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze