Kultura na legalu
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuFilmy mamy najczęściej z Hollywood, książek nie czytamy, a lepiej znamy gramatykę języka angielskiego niż ojczystego. Częściej ściągamy nielegalnie filmy z internetu (głównie amerykańskie produkcje o robotach, kosmitach i superbohaterach) niż kupujemy ambitne, wysmakowane filmy, które zmusiłyby nas do myślenia. Podobnie jest z muzyką i innymi dziedzinami aktywności artystycznej. Wiedzą o tym organizatorzy akcji Legalna kultura, której celem jest popularyzowanie legalnego dostępu do kultury.
Bez kultury naród umiera. To stwierdzenie w przeszłości sprawdzało się w stu procentach. A dziś? Czy rzeczywiście naród, któremu odbierze się język, sztukę, książki, filmy i muzykę, traci rację bytu? Teraz nie jest to tak oczywiste. Bo filmy mamy najczęściej z Hollywood, książek nie czytamy, a lepiej znamy gramatykę języka angielskiego niż ojczystego. No i dochodzi jeszcze problem legalnego dostępu do kultury. Częściej ściągamy nielegalnie filmy z internetu (głównie amerykańskie produkcje o robotach, kosmitach i superbohaterach) niż kupujemy ambitne, wysmakowane filmy, które zmusiłyby nas do myślenia. Podobnie jest z muzyką i innymi dziedzinami aktywności artystycznej. Wiedzą o tym organizatorzy akcji Legalna kultura, której celem jest popularyzowanie legalnego dostępu do kultury oraz promocja miejsc w internecie, w których można znaleźć ambitne dzieła artystyczne za darmo lub za minimalną opłatę.
W akcję zaangażowały się gwiazdy polskiej kultury współczesnej: m.in. Piotr Adamczyk, Borys Szyc, Zbigniew Zamachowski, Danuta Stenka, Katarzyna Figura i Małgorzata Potocka. Na stronie www.legalnakultura.pl znaleźć można takie oto wyjaśnienie celu akcji: Kultura. Cała sztuka w tym, by cieszyć się nią razem — to przewodnie hasło kampanii Legalna Kultura. Kampania jest skierowana do wszystkich odbiorców kultury — tych, którzy świadomie z niej korzystają i czują się za nią odpowiedzialni oraz do tych, którzy jeszcze nie przywiązują znaczenia do legalności źródeł. A tych, co „nie przywiązują znaczenia” są grube miliony. Jest więc do kogo apelować.
Fajne jest to, że strona powstała jako miejsce dialogu, przede wszystkim między artystami a konsumentami kultury. Bo właśnie tu wypowiadają się na temat legalnej kultury ludzie, którzy naprawdę mają coś do powiedzenia. Mamy więc rozmowę z pisarzem Marcinem Szczygielskim, który na pytanie: Jakbyś się czuł, gdyby ktoś podkradł Ci pomysł? Albo więcej – gdyby ktoś ukradł Ci książkę?, stwierdził: — Ostatnio mi się to właśnie przytrafiło. I muszę przyznać, że nie wywołało to mojej wielkiej złości, a raczej wprowadziło mnie w stan rozbawienia. Po prostu odczytałem ten fakt jako rodzaj komplementu… Wiadomo, książki są piratowane, dostępne na różnych serwerach, gdzie można je sobie pobrać i czytać za darmo. Jedna dziewczyna zrobiła sobie nawet audiobooka z mojej najnowszej książki, którego rozpowszechniała w internecie. […] I teraz jestem rozdarty. Z jednej strony jest mi miło, że książka spodobała się na tyle, że ktoś tyle czasu i pracy poświęcił, żeby ją spopularyzować. Z drugiej strony – nie mam już nad tą książką kontroli. Rozwiązanie nie jest proste. Jeśli na naszym rynku pojawiają się tysiące propozycji kulturalnych, lepszych lub gorszych, artyści zdają sobie sprawę, że jakoś muszą się wyróżnić. Nie wystarczy wykupienie czasu antenowego, audycji w radiu lub reklamy w prasie, bo dziś już mamy dość nachalnego przekonywania. Trzeba coś ludziom dać, najlepiej za darmo, ale tak, by zachęcić ich do dalszego kupowania. Sprawa oczywista dla sprzedawców oprogramowania (darmowe wersje 30-dniowe). Ludzie kultury o tym zapominają.
Autorzy kampanii dostrzegają problem związany z zamożnością Polaków. Bo rzeczywiście jest tak, że w stosunku do innych krajów, chociażby Unii Europejskiej, Polacy zarabiają mniej i z tego powodu mniej wydają na kulturę lub ściągają z internetu nielegalne produkcje. Ale powody ekonomiczne często są tematem zastępczym, który pojawia się zawsze wtedy, gdy chcemy zasłonić nim nasze skąpstwo. Oczywiście portal Legalnakultura.pl przekonuje nas, że za kulturę trzeba płacić, ale – co ważne – porusza kontekst pośredników między artystami a odbiorcami kultury. Bo rzeczywiście u nich ląduje lwia część pieniędzy, które powinny trafić do autorów. No i podaje bezpłatne źródła kultury. I tak na stronie znajdziemy informacje o legalnych źródłach dostępu do filmów, książek, muzyki, prasy i muzeów. Między innymi w serwisie EUscreen.eu znajdziemy dorobek telewizyjny krajów członkowskich Unii Europejskiej. Jest to obecnie wersja beta, ale już wkrótce pozwoli na przeglądanie ponad 30 000 materiałów telewizyjnych według kategorii takich jak: reklama, katastrofy, przyroda, styl życia. Jest jeszcze jeden plus tego projektu. Dzięki Legalnej kulturze można zdobyć bilety na sense filmowe i wygrać płyty z internetowego sklepu. Wystarczy wziąć udział w konkursie, w którym potrzebne jest szczęście i odrobina wiedzy.
Jeśli są artyści, którzy robią coś za darmo lub za bezcen i znajdują swoich wielbicieli, to w tych relacjach znajduje się siła, która powinna zrewolucjonizować show biznes. Przecież to od nas, konsumentów, zależy to, czy wielcy potentaci branży filmowej, wydawniczej czy muzycznej będą mieli zyski. Fajnie byłoby pokazać im, że mamy ich w nosie. I wspieramy dobrych, oryginalnych, niebanalnych artystów. A może dzięki takim projektom wielkie wytwórnie filmowe i stacje telewizyjne pójdą po rozum do głowy i część swoich produkcji udostępnią za darmo albo za minimalną opłatą w internecie? Dlaczego nie? Chociaż przypomina to walkę z wiatrakami, trzeba być optymistą.
Widać, że Legalnakultura.pl to strona w powijakach. Szczególnie słabo prezentuje się zakładka dotycząca rozwiązań prawnych. Z całą pewnością to świetny pomysł, by na portalu zamieścić porady prawników oraz opcje zadawania pytań. Na razie jednak mamy tam kilka banalnych pytań i odpowiedzi oraz słowniczek pojęć dotyczących prawa autorskiego. Wygląda to skromnie, ale przynajmniej świadczy o tym, że autorzy projektu wiedzą, w którą stronę chcą zmierzać. Trzeba dać konsumentom i artystom miejsce, w którym mogą podyskutować o swoich problemach, nie wikłając się automatycznie w „dialog” z wymiarem sprawiedliwości.
Piraci internetowi byli, są i zawsze będą, z różnych powodów. Niektórzy ściągać będę pliki z powodów politycznych (walka z korporacjami) lub ekonomicznych. Co nie znaczy, że nie należy dążyć do zmiany status quo. Przede wszystkim trzeba postawić na rzetelny dialog różnych środowisk: twórców, producentów i konsumentów kultury. I informować o legalnych źródłach dostępu do kultury. Nie straszyć policją i prokuraturą, bo w polskiej mentalności wciąż funkcjonuje opozycja między tym, co rządowe, a tym, co prywatne, obywatelskie, więc ten konflikt tylko będziemy zaogniać. Pokazujmy dobre wzorce i kreatywnych artystów, którzy nie zawsze chcą pokazywać się w roli ofiary wielkich korporacji lub niewdzięcznych wielbicieli. Nie straszmy, tylko wychowujmy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze