„Hartland. Pieszo przez Amerykę”, Wolfgang Büscher
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuNiemiecki pisarz i dziennikarz, laureat wielu renomowanych nagród literackich, znany za sprawą bestsellerowych tytułów: Berlin-Moskwa i Podróż przez Niemcy, zabiera nas w podróż pieszo przez Amerykę, bez samochodu, samolotu i motocykla. Znajdziemy w książce mnóstwo niezwykłych opisów przyrody, ciekawych opowieści ludzi i szczerą prawdę o Ameryce.
Zespół U2 nagrał kiedyś piękną piosenkę o Ameryce – kraju ciągnących się w nieskończoność autostrad i pól bawełny. Ten sam, przesycony słońcem klimat znajdziemy w najnowszej książce Wolfganga Büschera – niemieckiego pisarza i dziennikarza, laureata wielu renomowanych nagród literackich. Büscher znany jest za sprawą swoich bestsellerowych tytułów: Berlin-Moskwa i Podróż przez Niemcy. Teraz autor ten zabiera nas w podróż „pieszo przez Amerykę”, bez samochodu, samolotu i motocykla. Czy to możliwe? Okazuje się, że tak, chociaż mnóstwo ludzi, których pisarz spotkał na swojej drodze, uznało go za wariata. I nic dziwnego: Büscher postanowił wykonać rzecz niemożliwą: przejść Amerykę na własnych nogach, od miejscowości North Pole na północy do Brownsville daleko na południu.
Autor rozpoczął swoją wędrówkę od przekroczenia kanadyjskiej granicy. Już wtedy amerykańska straż graniczna przyjęła go nad wyraz gościnnie. Büscher został aresztowany, przesłuchany i dokładnie zrewidowany. Kto przecież o zdrowych zmysłach przekracza granicę na piechotę? I na domiar złego ma w paszporcie wbite pieczątki Izraela, Chin i Jordanii. Taki ktoś to pewnie terrorysta, a tych Amerykanie zdecydowanie nie lubią. Cóż, mężczyzna był pewny siebie (i tego, że nie łamie prawa), więc strażnicy puścili go wolno, wciąż nie mogąc uwierzyć, że znajdzie się facet na tyle głupi, by zmierzyć się pieszo z potęgą Ameryki.
Na szczęście kraj ten okazał się bardzo gościnny dla naszego autora, bo Büscher musiał uważać jedynie na dzikie zwierzęta i ekstremalne zjawiska atmosferyczne, a jego podróż upłynęła na spotkaniach z kapitalnymi ludźmi. I to ich opowieść przyciąga uwagę czytelnika. Wśród bohaterów książki jest m. in. pan Big – człowiek, którego pisarz spotkał w trakcie wędrówki do miejscowości Hartland (piosenka U2 nosi tytuł Heartland; różnica w jednej literze to efekt zmian historycznych). Big to były amerykański żołnierz, prawdopodobnie weteran. Mężczyzna mieszka w niewielkiej chacie niedaleko Minot, trzymając obok swojego łóżka wciąż załadowaną dubeltówkę. To on kieruje do Büschera znamienne słowa: Musi się pan nauczyć właściwie odczytywać drogowskazy. Każda nazwa jest jedyna w swoim rodzaju. Również Hartland, który początkowo nazywał się Heartland. Kiedy na prerii powstawały pierwsze miasta, w grę wchodziły wielkie marzenia. Kto „in the middle of nowhere” wyładował kupę desek i bali, zbudował z nich pierwszą chatę, dookoła niej założył miasto i nazwał je Heartland, od „serca”, miał nadzieję, że pewnego dnia stanie się ono sercem kwitnącej okolicy i uczyni go bogatym. Jeśli marzenie się nie spełniało, zostawiał wszystko tak, jak jest, i ruszał dalej. Mamy tak wiele miast-widm, bo mamy tak wiele marzeń, tak wiele niespełnionych. Büscher tak to podsumowuje: Heartland – serce. Hartland – ból (niemieckie słowo „hart” to przymiotnik „twardy”). Oto „dwa bieguny amerykańskiej paraboli”.
Książka Pieszo przez Amerykę swoim klimatem przypomina film Wszystko za życie, w reżyserii Seana Penna. Podobnie jak główny bohater filmu, Christopher McCandless, Büscher też chce oderwać się od nowoczesnej cywilizacji, doświadczając prawdziwego spotkania z drugim człowiekiem. Dlatego w jego historii znajdziemy mnóstwo niezwykłych opisów przyrody – co ważne: przyrody wciąż jeszcze dzikiej, nieokiełznanej, opierającej się wpływom człowieka. Autor spotyka ludzi zwyczajnych i nadzwyczajnych, normalnych i – z naszego punktu widzenia – całkowicie szalonych. W jego opowieść nie znajdziemy więc nużących fragmentów, które chcielibyśmy wykreślić. Bo tam gdzie pojawia się prawdziwa przyroda i człowiek ze swoimi codziennymi problemami, nie ma miejsca na nudę.
Hartland to czytelna sugestia dla podróżników: jeśli chcecie naprawdę poznać kraj, do którego się wybieracie, przemierzcie go pieszo. Tylko wtedy będziecie mogli poczuć klimat miejsca: jego kolor, zapach, smak i temperaturę. Samochody, pociągi i samoloty nigdy nie dadzą takiej możliwości. Zamknięci w szklanych pudełkach będziemy doświadczali tylko namiastki rzeczywistości. Dziś żyjemy w świecie obłędnych prędkości. Musimy w jak najkrótszym czasie przebyć drogę z punktu A do B, szybko połączyć się z naszą skrzynką mailową, błyskawicznie dostać się do konta w banku. A przecież najpiękniejsze rzeczy mogą wydarzyć się wtedy, kiedy zwolnimy.
Hartland to także szczera prawda o Ameryce, którą znamy najczęściej z perspektywy Nowego Jorku – najbardziej europejskiego miasta w USA. A przecież Stany Zjednoczone to także Teksas, Dakota, Nebrasca i Oklahoma. Büscher pokazuje nam, że nie wszędzie w Stanach znajdziemy multimiliarderów, którzy za sprawą swojego talentu i wysiłku dorobili się milionów. Bo USA to także kraj ludzi ubogich, żyjących skromnie, ale przez to właśnie – twardych jak skała, wyznających reguły, którymi kierowali się kiedyś dawni osadnicy. To wyjątkowa możliwość poznać Amerykę za sprawą dobrze napisanej książki, stworzonej przez kogoś, komu chcemy wierzyć.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze