"Echo park", Michael Connelly
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuMichael Connelly to już człowiek - instytucja, jeden z tych nielicznych jeszcze pisarzy, za którymi stoi sztab, właściwie wierzchołek prawdziwego przedsiębiorstwa: ludzie donoszą mu materiały, gania za nim banda agentów i mógłby żyć dostatnio z samego prowadzenia bloga. Jego Echo park nie jest może powieścią szczególnie dobrą, ale profesjonalną jak diabli. Tu gra każde słowo, no a użycie szczegółu budzi prawdziwy szacunek.
Michael Connelly to już człowiek — instytucja, jeden z tych nielicznych jeszcze pisarzy, za którymi stoi sztab, właściwie wierzchołek prawdziwego przedsiębiorstwa: ludzie donoszą mu materiały, gania za nim banda agentów i mógłby żyć dostatnio z samego prowadzenia bloga.
Jego Echo park nie jest może powieścią szczególnie dobrą, ale profesjonalną jak diabli. Tu gra każde słowo, no a użycie szczegółu budzi prawdziwy szacunek. To ważne, bo operowanie informacją należy do największych trudności powieści detektywistycznej, kryminalnej i thrillera. Taki Dean Koontz czy momentami Tom Clancy czasem sprawiają wrażenie, że ich fabuły mają funkcję klamry, przepastnego wora, w który wrzucono miliony opisów procedur policyjnych, sposobu działania broni czy funkcjonowania zawiłych technologii. Nic z tego – Connelly jest fachurą pełną gęba, wie, że odpowiednio podany szczegół uwiarygodnia opowieść, przesada zaś ją przysłania. W tym sensie Echo park jest precyzyjne niczym równanie.
Connelly doskonale wie, czego się od niego oczekuje i nie próbuje nikogo zaskoczyć. Echo park to kolejna powieść policyjna, rozgrywająca się pod gorącym słońcem Kalifornii, z szacownym wątkiem nierozwiązanej sprawy sprzed wielu, wielu lat. Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych zaginęła młoda dziewczyna, Harry Bosch nie zdołał odkryć mordercy (nikt nie wątpił, że dziewczynę zabito). Jak każdemu porządnemu glinie i jemu spędzało to sen z powiek. Po latach sprawca sam się zgłosił – to Raynard Waits, seryjny morderca, który przyznając się do nowych zbrodni miał nadzieję uniknąć kary śmierci. Nic jednak nie jest oczywiste – co, jeśli Waits kłamie? A jeśli tak, to w jakim celu, kto o zdrowych zmysłach przypisze sobie zbrodnię, której nie popełnił? Mniej więcej w połowie akcji nic już nie jest pewne. A potem Waits zwiewa podczas wizji lokalnej, a jeśli kłamał, to na wolności jest nie jeden, ale dwóch morderców.
Sceny z Waitsem, człowieczkiem o wyglądzie drobnego urzędnika rzeczywiście robią wrażenie, a delikatne nawiązania do Milczenia owiec dowodzą, że autor ma poczucie humoru. Szkoda jedynie, że w ostatnich partiach książki, autor rozbija tę świetnie napisaną postać, naiwnie tłumacząc, że jest zły jak diabeł, ale to dlatego, że nie miał rodziny i tułał się między rodzinami zastępczymi. Przykro trochę, facet tak inteligentny jak Connelly złapał wirusa całej piszącej Ameryki, która nie przełknie za skarby świata, że niektórzy są źli bo są i kropka.
Podczas lektury właściwie nie sposób zapomnieć, że autor zarabiał przez lata jako reporter policyjny w prasie. Jego dziennikarski, oszczędny i wyważony styl przywodzi na myśl szkołę Forsythe’a, gdyby wywalić dialogi całość przypominałaby reportaż puszczany w odcinkach. Masa tu zdystansowania, specyficznego poczucia humoru faceta, który lubi bawić się własnymi opowieściami.
Kłopot w tym, że perfekcjonizm Connelly’ego rozciągnął się na postacie, które stworzył. To zespoły cech, a nie prawdziwi ludzie, złożeni z doskonałych klocków, ale zupełnie bez życia. Taki Waits jest zły nawet jak dłubie sobie w nosie, dosłownie pozbawiony jednej dobrej cechy i przez to zupełnie niewiarygodny. Z kolei Bosch odgrywa rolę zmęczonego, upartego gliniarza, przez co staje się wręcz nieznośnie nużący. Z drugimi planami jest podobnie i niemal od razu można typować, kto jest kim. Całość wieńczy klisza w postaci duetu: bogaty nafciarz kryjący zdeprawowanego synka. I naprawdę, Echo Park nie jest złą książką, ale właśnie przekalkulowaną, napisaną przez starego fachowca, specjalizującego się w sprzedawaniu historii, które wszyscy już znają. Szkoda trochę – taki talent doskonale nadałby się do przełamywania trendów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze