"Droga do Guantanamo", reż. Michael Winterbottom
GRZEGORZ CZYŻ • dawno temuDroga do Guantanamo mimo mocnego materiału faktograficznego i zdjęć zrealizowanych w Afganistanie, Iranie i Pakistanie nie ma wszakże do zaoferowania niczego ponad to, co już wcześniej wiedzieliśmy o "trójce z Tipton", jak media ochrzciły Shafiqa Rasula, Asifa Iqbala i Ruhela Ahmeda. Winterbottom i współreżyserujący z nim ten obraz Mat Whitecross tak naprawdę nie próbują zgłębić, co działo i nadal dzieje się w Guantanamo.
Droga do Guantanamo mimo mocnego materiału faktograficznego i zdjęć zrealizowanych w Afganistanie, Iranie i Pakistanie nie ma wszakże do zaoferowania niczego ponad to, co już wcześniej wiedzieliśmy o "trójce z Tipton", jak media ochrzciły Shafiqa Rasula, Asifa Iqbala i Ruhela Ahmeda. Winterbottom i współreżyserujący z nim ten obraz Mat Whitecross tak naprawdę nie próbują zgłębić, co działo i nadal dzieje się w Guantanamo.
Rzadko się zdarza, by film będący bardziej dokumentem niż fabułą wzbudzał na całym świecie tak wielkie zainteresowanie jak Droga do Guantanamo Michaela Winterbottoma. Cóż, zasugerowana już w tytule tematyka obrazu sprawiła, że zadziałał tu ten sam mechanizm co w przypadku najgłośniejszego dokumentu wszech czasów - Fahrenheita 9/11 Michaela Moore'a. Ciemna strona wojny z terroryzmem (jeżeli w przypadku wojen można w ogóle mówić o jasnych stronach) budzi od 11 września 2001 roku olbrzymie kontrowersje i nawet głosom niewiele wnoszącym do ogólnoświatowej debaty na ten temat nie pozwala przejść niezauważonymi. A Winterbottom, choć ma opinię jednego z najzdolniejszych reżyserów młodego pokolenia w Wielkiej Brytanii, jest bez wątpienia koniunkturalistą i po prostu nie mógł przepuścić takiej okazji do zwiększenia własnej popularności.
Droga do Guantanamo jest filmem zdecydowanie koniunkturalnym. W takim sensie, że nieważne, jak się w nim mówi o problemie, ważne, by w ogóle mówić. Zaprezentowany tu punkt widzenia, o którym słówko za chwilę, jest zresztą łatwy do odgadnięcia. Brytyjczyk, znany nie od dziś ze swych lewicowych sympatii, uznał zapewne, że nie warto marnować energii na uzyskanie autentyzmu emocjonalnego postaci, bo obraz uniesie sama ich historia. Ta rzeczywiście mrozi krew w żyłach i jest idealnym punktem wyjścia do uprawiania publicystyki społecznej o dotkliwie kłującym ostrzu. Oto czterech brytyjskich muzułmanów wyjeżdża jesienią 2001 do Pakistanu, gdzie jeden z nich ma zamiar się ożenić. Już na miejscu zostają namówieni przez jednego z imamów, by nieść cywilną pomoc ludności sąsiedniego Afganistanu, właśnie zbombardowanego przez siły międzynarodowe pod wodzą Stanów Zjednoczonych. Chłopcy dochodzą do wniosku, że trafia im się okazja przeżycia wielkiej przygody, i bez zastanowienia jadą najpierw do Kandaharu, a potem do Kabulu. I właśnie w opanowanej przez talibów stolicy Afganistanu jeden z nich ginie, a pozostała trójka trafia w ręce Amerykanów przekonanych, że pojmali kolejnych bojowników Al-Kaidy. Potem mamy okazję przyglądać się poniżającym warunkom transportu więźniów do amerykańskiej bazy wojskowej w Guantanamo na Kubie, strasznym przesłuchaniom podejrzanych na kolanach z bronią przy skroni i ciągnącemu się latami przetrzymywaniu ich w celach pod gołym niebem, które przypominają kojce dla psów.
Droga do Guantanamo mimo mocnego materiału faktograficznego i zdjęć zrealizowanych w Afganistanie, Iranie i Pakistanie nie ma wszakże do zaoferowania niczego ponad to, co już wcześniej wiedzieliśmy o "trójce z Tipton", jak media ochrzciły Shafiqa Rasula, Asifa Iqbala i Ruhela Ahmeda. Ich wypowiedzi, które przeplatają aktorską rekonstrukcję zdarzeń, może i czynią ten film godnym uwagi, ale bynajmniej nie sprawiają, że przeżywamy go głębiej. Winterbottom i współreżyserujący z nim ten obraz Mat Whitecross tak naprawdę nie próbują zgłębić, co działo i nadal dzieje się w Guantanamo, gdzie przetrzymywanych jest ponad 500 osób podejrzanych o działalność terrorystyczną. O tym, że to więzienie okrywa hańbą obecną administrację USA, wiemy wszyscy. Dlatego tym bardziej zabrakło głębszej refleksji o idiotyzmie odpowiadania złem na zło i niedopuszczalności takiej sytuacji w cywilizowanym świecie XXI wieku. Droga do Guantanamo ma tylko jeden przekaz: Amerykanie to bardzo źli ludzie. A takiej optyce już tylko krok do demagogii filmów Michaela Moore'a.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze