„Czekając na śnieg w Hawanie”, Carlos Eire
MAGDA GŁAZ • dawno temuEire pisze o swoim dzieciństwie z godnym podziwu autentyzmem. Wydobywa z zakamarków pamięci wspomnienia, uczucia, których doświadczał kilkadziesiąt lat temu. W swoich zapiskach jest boleśnie szczery. Pisze z potrzeby serca i czytelnik to czuje. Kuba Carlosa Eire na zawsze przestała istnieć, on sam jednak widzi ją ciągle w snach, w płynących po niebie chmurach w kształcie jaszczurek.
„Czekając na śnieg w Hawanie” Carlosa Eire to piękna autobiograficzna powieść o świecie, którego już nie ma, który przemija wraz z nadejściem brodatego partyzanta z cygarem w ustach; świecie, którego obraz może bezpiecznie przechowywać jeszcze tylko w zakamarkach ludzkiej pamięci. Kiedy 1 stycznia 1959 roku Fidel Castro obala na Kubie prezydenta Batistę, zmianie ulega cały dotychczasowy ład, wszystko zostaje przewrócone do góry nogami. Carlos ma w chwili wybuchu rewolucji zaledwie dwanaście lat, nie przeczuwa nawet, że jego życie zmieni się na zawsze na skutek decyzji jednego człowieka stojącego na czele kubańskiego państwa. On i jego brat Tony w ramach operacji „Pedro pan” wraz z 14000 innych dzieci zostają wysłani do Stanów Zjednoczonych.
Mimo zmian, które zaszły, wiele spraw pozostaje ciągle takich samych. Morze ma kolor turkusowy, jaszczurki są tak samo obrzydliwe, a latawce latają wysoko. Ale nie ma już cukiernika, który sprzedaje najlepsze eklery czekoladowe, Chińczyka ze stoiskiem przepysznych hot dogów, coca–colę wypiera jej lokalna wersja — che-cola, melorecytujący sprzedawca awokado ustępuje miejsca maszerującym i wykrzykującym propagandowe hasła pionierom. Rzeczywistość wokół Carlosa zmienia się powoli, ale systematycznie.
Dzieciństwo Carlosa Eire było cudowne, pełne beztroski, lekkomyślnych błędów i chłopięcych psikusów. Autor doskonale pamięta najdrobniejszy szczegół, przywołuje obrzydliwy smak czarnej fasoli, strach przed portretem Jezusa o Wędrującym Spojrzeniu, który należał do kolekcji ojca, pamięta emocje towarzyszące walkom na kamienie i oczywiście swoją pierwszą szkolną miłość. Ale na tym wyidealizowanym obrazku dzieciństwa są też rysy. Brat Ernesto jawi się jako mroczna postać, uliczny sprzedawca losów. Narrator przywołuje też złe wspomnienia z edukacji w szkole prowadzonej przez jezuitów, w której obecne były te wszystkie patologie, o których opowiada Pedro Almodovar w filmie “Złe wychowanie”.
Nadejście rewolucji w jednej chwili unicestwiło świat chłopca pełen smaków, zapachów, wibrujący od emocji, uczuć, natchniony nadziejami i przeczuciami radości. „To przeklęte przez Boga miejsce, gdzie wszystko, co znałem uległo zagładzie” – pisze Eire o Kubie. A wszystko to ku chwale Stalina i Lenina, w imię fałszywie pojętej idei równości wszystkich ludzi.
Wyjechawszy w 1962 roku, Eire nigdy już nie wrócił na Kubę, nigdy jej nawet nie odwiedził. Twierdzi, że nie jest w stanie powrócić do kraju, gdzie deptane są prawa człowieka. „Kuba Fidela jest najgłębszym kręgiem piekła” – mówi. Autor przyznaje, że nie był nawet w stanie obejrzeć filmu “Buena Vista Social Club”, bo ruina materialna Hawany i upadek ducha kubańskiego narodu są tam aż nazbyt widoczne.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze