„Detektyw Murdoch. Biedny Tom już wystygł”, Maureen Jennings
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuTrzeci tom przygód detektywa Murdocha to powieść historyczna z wiodącym wątkiem śledztwa, dodajmy, powieść całkiem udana. Sam Murdoch wyraźnie różni się od innych detektywów zaludniających kartki powieści kryminalnych.
Lawina farbowanych kryminałów jakoś nie chce ustąpić, choć przyniosła wiele dobra. Pod kryminalnym szyldem sprzedawano powieści, które z różnych przyczyn nie doczekałyby się druku: thrillery, romanse, opowieści obyczajowe, literaturę faktu czy nawet powieści eksperymentalne. Trzeci tom przygód detektywa Murdocha również jest oszustwem, niemniej szczególnego autoramentu. Maureen Jennings popełniła powieść historyczną z wiodącym wątkiem śledztwa, dodajmy, powieść całkiem udaną.
Młody konstabl popełnia samobójstwo. Przynajmniej tak się wydaje. Chłopak zostaje znaleziony z pistoletem i kartką wyraźnie wskazującą na miłosny zawód. Czy rzeczywiście targnął się na swoje życie? Bardzo wątpliwe. A czy to ważne? Ani trochę. Liczy się tylko Toronto.
Oto miasto, gdzie wszystko znajduje się na swoim miejscu, a ludzie kipią od emocji. Jest mieszczańska rodzina z przerażającym starcem ustawiającym wszystkich po kątach, jego młodą żoną, tyleż nieszczęśliwą, co i charakterną, obrazu dopełnia chciwy synalek i skołowała służąca. Obok, Chińczycy próbują wkomponować się w kanadyjską społeczność. Porządni mieszkańcy protestują przeciwko tancerkom, odsłaniającym nogi aż do kostek, podczas gdy prostytutki swobodnie, a nawet wesoło rozmawiają o swoich klientach i sposobach dogadzania takowym. Nie sposób uciec od wrażenia, że wszyscy ci ludzie są w jakiś sposób zastraszeni. Przez kogo? Nie ma łatwej odpowiedzi. Toronto w ujęciu pani Jennings – dodajmy, osoby fascynującej się tym miastem i chętnie przebierającej się w ciuchy z epoki – to wielka niemoc, gdzie każdy trzyma każdego w klinczu, nie pozwoli wspiąć się wyżej, ani dostąpić wyzwolenia.
Są tu smaczki dające świadectwo wielkim zmianom, jakie nastąpiły w ciągu ostatnich stu lat. Murdoch, pognębiony przez zawiłe śledztwo i śmierć ukochanej, ma nowy kłopot w postaci bolącego zęba. Prześladują go krwawe wizje znajomych pacjentów, którzy "ujuszeni" po łokcie umykali od stomatologa i wolałby urwać sobie całą głowę, a nie tylko ząb – byleby tylko nie bolało. Następnie, na słaniających się nogach melduje się u dentysty. Ten pokazuje mu nowinkę techniczną, czyli eter – można rwać już bez bólu, a nawet z przyjemnością związaną z odurzeniem.
Wrażenie robią partie psychiatryczne. Tu postęp jest o wiele mniejszy niż w wypadku stomatologii. Obsługa wariatkowa rekrutuje się z osób nadających się najwyżej na strażników w kolonii karnej, z kolei pacjenci w większości przypadków są ludźmi, którzy po prostu komuś zawadzali: żyli inaczej, niż oczekiwało otoczenie, stanowili konkurencję do spadku, zawinili jakimś drobnym przestępstwem, albo po prostu przynosili wstyd. Takiemu można i lobotomię zrobić, wykastrować, trzymać do końca życia. Czemu nie?
Sam Murdoch wyraźnie różni się od innych detektywów zaludniających kartki powieści kryminalnych (czy raczej, w tym przypadku para-kryminalnych). Konstabl to z charakteru i serca, unikający niecnych rozrywek, ponadto prawiczek, nie znający tak zwanych uciech życia. Jakaś pieszczota za młodu może się zdarzyła, lecz nie więcej. Jest w tym jakaś naiwność, ale i urok. Literacka kastracja, dokonana przez panią Jennings, wyraźnie odróżnia Murdocha od zastępów kolegów po fachu, którzy chleją, klną i żadnej kobiecie nie przepuszczą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze