„Night Moves” Kelly Reichardt
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuKelly Reichardt to jedna z najważniejszych postaci amerykańskiego kina niezależnego. Dotąd (choćby w „Wendy i Lucy” czy „Meek’s Cutoff”) dekonstruowała amerykańskie mity. W swoim najnowszym, nominowanym do Złotego Lwa, gwiazdorsko obsadzonym filmie skupia się na współczesności.
Kelly Reichardt to jedna z najważniejszych postaci amerykańskiego kina niezależnego. Dotąd (choćby w „Wendy i Lucy” czy „Meek’s Cutoff”) dekonstruowała amerykańskie mity. W swoim najnowszym, nominowanym do Złotego Lwa, gwiazdorsko obsadzonym filmie skupia się na współczesności.
Oregon. Wczorajsi hipsterzy nie koncentrują się już na ciuchach, nikomu nieznanych kapelach i undergroundowych klubach. Dziś w modzie jest ekologia i powrót do natury. Josh (wsławiony rolą Zuckerberga w „Social Network” Jessie Eisenberg) żyje w komunie zajmującej się produkcją zdrowej żywności. Dena (znana m.in. z „Sagi Zmierzch” Dakota Fanning) prowadzi nastawione na rozwój osobisty i pracę z ciałem orientalne spa. Dyskutują, oglądają wieszczące upadek cywilizacji filmy, ale tak naprawdę pragną działać. Impulsem będzie poznanie doświadczonego ekoterrorysty, mającego za sobą odsiadkę byłego marines, Harmona (Peter Sarsgaard). Cała trójka planuje wysadzić w powietrze sztuczną zaporę wodną na jeziorze w Oakland. Nie wszystko pójdzie po ich myśli.
Reichardt pozostaje wierna wypracowanemu we wcześniejszych filmach stylowi opowiadania. Zawiodą się więc Ci, którzy liczą na publicystyczny wydźwięk, łatwe wnioski, z góry założone tezy. Owszem, gdzieś w tle pobrzmiewa kpina z młodzieńczego buntu i powierzchowności eko aktywistów, ale w centrum pozostają bohaterowie. Bo „Night Moves” to przede wszystkim thriller, ale thriller nietypowy. Psychologiczny, demonstracyjnie nieefektowny, opowiedziany powoli, hipnotycznie, przy pomocy długich ujęć. Chwilami reżyserka przesadza otwarcie testując cierpliwość widza: oglądamy niekończące się, ukazane z uwzględnieniem detali przygotowania do zamachu. Wszystko służy powolnemu narastaniu napięcia, które faktycznie gęstnieje, w finale wręcz eksploduje. To precyzyjna układanka, w której eksponowane w pierwszej połowie szczegóły z czasem nabierają znaczenia, stopniowo tworzą pełny obraz. Nie wolno mi zbyt wiele zdradzić, ale wszystko zaczyna się już po eksplozji. Świadomość własnych działań, ich konsekwencji, zagrożenia odsiadką weryfikuje postawy naszych bohaterów. Relacje pomiędzy domorosłymi zamachowcami przechodzą w fazę swoistej psychodramy, a finał, jak wspomniałem, jest prawdziwie dramatyczny.
Reichardt ociera się o wielkie kino, ale niestety: popełnia też błędy. „Night Moves” jest niebanalne, wciągające, niepokojące, ale też o dobre 20 minut za długie. Dla kinomaniaków będzie intrygującą ucztą, dla zwolenników lżejszego repertuaru może okazać się odrobinę ciężkostrawne. Ale i tak, uwzględniając oryginalność i konsekwencję autorki uważam, że obejrzeć warto.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze