"Imprimatur", Rita Monaldi, Francesco Sorti
MAGDA GŁAZ • dawno temuWłoscy dziennikarze Rita Monaldi i Francesco Sorti zapragnęli dołączyć do grona pisarzy rewizjonistów. Przez dziesięć lat prowadzili badania historyczne w największych archiwach Europy, a owocem ich ciężkiej i długiej pracy jest powieść „Imprimatur”. Akcja rozgrywa się w 1683 roku w Rzymie. W gospodzie Donzello w dziwnych okolicznościach umiera jeden z gości, prawdopodobnie na dżumę...
Po niebywałym sukcesie „Kodu Leonarda da Vinci” Dana Browna księgarnie zapełniły się powieściami o poszukiwaniu historycznej prawdy. Chęć odkrywania tajemnic opanowała świat. Jak grzyby po deszczu pojawiają się powieści o świętym Graalu, tajemnicach Biblii, skarbach świątyni Salomona, rumuńskim Drakuli, templariuszach i nieznanych kartach historii Kościoła. To historie, które niejednokrotnie mają za cel podważyć ustalony ład, próbują narobić choćby trochę szumu. Z różnym jednak skutkiem. Cały splendor spłynął na Dana Browna i chyba dotychczas żaden z pisarzy, którzy zapragnęli pobawić się w detektywów historyków, nie zyskał takiej sławy, a książka rozgłosu. Nietuzinkowe postaci, sensacyjna akcja, podważenie doktryny religii chrześcijańskiej, a nade wszystko zmuszenie czytelnika do podjęcia próby samodzielnego rozwiązania łamigłówek piętrzących się przed bohaterami powieści to ważne aspekty powieści Browna, które zapewniają jej poczytność.
Także włoscy dziennikarze Rita Monaldi i Francesco Sorti zapragnęli dołączyć do grona pisarzy rewizjonistów. Przez dziesięć lat prowadzili badania historyczne w największych archiwach Europy, a owocem ich ciężkiej i długiej pracy jest powieść „Imprimatur”. Akcja rozgrywa się w 1683 roku w Rzymie. W gospodzie Donzello w dziwnych okolicznościach umiera jeden z gości, prawdopodobnie na dżumę. W obawie przed rozprzestrzenieniem się śmiertelnej choroby wszyscy mieszkający tam podróżni zostają poddani kwarantannie. Znajdujący się wśród nich biskup Atto Melani rozpoczyna swoje prywatne śledztwo w sprawie tej śmierci, do którego angażuje niepozornego, acz ambitnego i inteligentnego posługacza.
To właśnie on, młody chłopak marzący o karierze kronikarza, jest narratorem powieści. Choć jest prostym człowiekiem i na co dzień zajmuje się pomocą w gospodzie, nie brak mu ogłady. Zna wiele nowinek ze świata, nazwiska badaczy i ich prace, doskonale zna też Biblię. Niestety nie przekonuje historia wyjaśniająca, w jaki sposób ten biedny chłopak zdobył tak świetne wykształcenie. To duży mankament tej książki. Co gorsza, wszyscy bohaterowie powieści posługują się podobnym językiem, nie ma różnicy pomiędzy mową sługi, kurtyzany, wykształconego duchownego, muzyka czy lekarza. Ten brak zindywidualizowania języków bohaterów bardzo razi.
Autorzy książki czerpali pełnymi garściami z materiałów źródłowych na temat ówczesnego życia, a więc wiedzy medycznej (czy raczej – paramedycznej, opartej na ludowych zabobonach i alchemii), sztuki kulinarnej, w tym oryginalnych przepisów z epoki baroku, ubiorów, popularnych lektur, astrologii uważanej za równoprawną wobec innych nauk, muzyki, czy wreszcie intryg na największych dworach Europy i działalności wpływowych szpiegów zamachowców. Spragnieni sensacji w czystej postaci czytelnicy mogą się czuć nieco zawiedzeni natłokiem faktów historycznych; niekiedy można odnieść wrażenie, że przygody bohaterów są jedynie pretekstem do zaserwowania nam wykładu o kulturze baroku, papiestwie, niemalże kazirodczych małżeństwach koronowanych głów Europy i wojnach religijnych, jakie wywołała reformacja. Umberto Eco w swoich powieściach historycznych przemyca nie mniej informacji o sztuce, filozofii, literaturze i historii, lecz obdarzony większym talentem literackim niż para Monaldi – Sorti, czyni to z większą gracją.
Mimo tych niedociągnięć warto sięgnąć po „Imprimatur” chociażby po to, by spojrzeć z perspektywy Zachodu Europy na bitwę pod Wiedniem i zwycięstwo Jana III Sobieskiego, poznać ciemne sprawki Króla Słońce Ludwika XIV i kulisy wspierania przez Watykan heretyckich Holendrów w celu ograniczenia potęgi Francji, czy wreszcie przekonać się, że dużo lepiej być zdanym na dzisiejszą służbę zdrowia, chociażby strajkującą połowę roku, niż na ówczesnych medyków.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze