„Cień jedwabnego szlaku”, Colin Thubron
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPisarz, obsypany nagrodami przewodniczący Królewskiego Towarzystwa Literackiego porzuca wygodny fotel, żeby poznawać świat i doświadczać niewygód - wyrusza jedwabnym szlakiem. Jest w tym jakaś skromność, zbudowana na mądrości i doświadczeniu, a także pogodzenie się z życiem, którego wypada zazdrościć.
Kilkanaście lat po podróży na wschód (opisanej w „Utraconym sercu Azji”) Colin Thubron wyrusza ponownie, tym razem jedwabnym szlakiem. Już sam zamysł ma w sobie sporo uroku. Oto starzejący się pisarz, obsypany nagrodami przewodniczący Królewskiego Towarzystwa Literackiego porzuca wygodny fotel, żeby poznawać świat i doświadczać niewygód. Policja zgarnie go na przesłuchanie. W hotelach brud i smród. Biedaczyna o mało co w przepaść nie zleci, pył wchodzi w nozdrza i wysusza usta. Musi się opędzać od natarczywych handlarzy, oferujących rzeźby wygrzebane z grobów cesarzy chińskich, wszędzie straszy SARS, cwaniacy w hotelach gwałtownie windują ceny, a dobiegający siedemdziesiątki pisarz z wdziękiem odnajduje się w tym wszystkim. Taką starość, właściwie pierwszy próg starości wypada docenić. Niewątpliwie jest lepszy niż benefisy, klepanie po plecach, ciepły fotelik, medale za całokształt i pogadanki na uniwersytetach.
Żółty Cesarz, Huangdi, ojciec wszystkich Chińczyków wynalazł matematykę, muzykę, pismo oraz jedwab. Był tak kochany, że gdy odlatywał do Nieba na smoku, ludzie nie chcieli go puścić. Niemniej, słownik chiński nie zna takiego czasownika jak „kochać”. Młody Huang z miasta Xi'ag śni o wielkiej karierze w Brazylii, gdyż słyszał, że potrzebują tam rąk do pracy. Zarobi, wyjedzie i ściągnie rodzinę, która, póki co, nie chce o tym słyszeć. Żywy Budda zajmuje klitkę na terenie Ludowego Uniwersytetu Mniejszości. Ma żonę, dwie córeczki, byczy kark i kapcie z napisem „Sport”. Dawno temu szczury, podczas oblężenia Heitanu przegryzły Hunom cięciwy w łukach i ocaliły miasto. Odtąd są otaczane czcią, mają własne świątynie.
Mlody Ujryg zapragnął ożenić się z dziewczyną z Uzbekistanu. Wszystko było już zaplanowane, ale matka zawezwała narzeczoną do siebie, zabrała paszport i do ślubu nie doszło. „Ujgurzy nie mają narodu”, mówi opuszczony smutnym głosem człowieka, który pogodził się ze wszystkim. Uzbekom z kolei wolność przyniosła tylko biedę, być może zasłużoną. „Niewolnictwo mamy we krwi”, przyznaje jeden z nich. Młody Afgańczyk cieszy się, że narzeczona porozmawiała z nim całe dziesięć minut, ukrywając telefon komórkowy pod burką. Dopytuje się, czy to prawda, że w Anglii można uprawiać seks pozamałżeński.
Trudy codziennego życia mieszają się z pamięcią o przodkach i bohaterach. Ci, pod bezkresnym niebem Azji wydają się bliżej niż kiedykolwiek. Stoją grobowce, wojowników, królów i cesarzy, otoczone przez kości żon, sług, niekiedy przez całe armie wyrzeźbionych wojowników. Straszą upiory Czyngis-Chana i Timura Zdobywcy pochowanego pod złotymi liśćmi, ulicami Samankandry pląta się cień Aleksandra Macedońskiego. Jeśli macie ochotę, znajdziecie tu i inne duchy – Związku Radzieckiego, kalifatów, komunistycznych Chin, kiedy wszyscy byli biedni, ale każdy przynajmniej wiedział, co jest grane. W cieniu przodków mieszkańcy handlują, starają się o żony, marzą o lepszej pracy, właściwie marzą o czymkolwiek i piją na umór, po kryjomu, żeby Allach nie widział. Colin Thubron opowiada o świecie, gdzie przeszłość miesza się z teraźniejszością i nie sposób powiedzieć, co jest bardziej prawdziwe.
Próbowałem wgryźć się w metodę pisarską Thubrona. Jak ten brytyjski skurczybyk komponuje te swoje książeczki? I chyba wiem. Otóż Thuborn myśli o słowach jak o zdjęciach, pisanie jest dla niego ekwiwalentem aparatu fotograficznego. Po prostu, zatrzymuje się i opisuje to, co ma przed oczami, rejestruje rozmowy, pozwalając sobie, co najwyżej, na wtręt historyczny lub nienachalne przemyślenie. Nie boi się ośmieszenia, doskonale wie, że jest obcym w nieznanym kraju i gdy przez nieuwagę wejdzie w kadr, natychmiast przepędza siebie samego. Jest w tym jakaś skromność, zbudowana na mądrości i doświadczeniu, a także pogodzenie się z życiem, którego wypada zazdrościć.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze