"Zakochany Paryż", reż. Gus van Sant, Wes Craven, Joel Coen, Walter Salles i inni
DOROTA SMELA • dawno temuFilm jest w istocie kolażem cytatów i tyglem twórczych indywidualności. Zamiast jednej, ogranej pocztówkowej twarzy, Paryż dosłownie rozszczepia się w nim na szereg równoległych światów. Dodajmy do tego rozmaite wizje miłości obserwujących francuską stolicę reżyserów i mamy obraz, w którym Paryż nie jest już miejscem, ale raczej stanem umysłu. W tym wypadku umysłu zarażonego gorączką miłości do kina.
Na tle modnych dziś filmowych projektów zbiorowych, w których zazwyczaj mniej lub bardziej abstrakcyjny wspólny mianownik staje się punktem wyjścia dla indywidualnych rozważań i twórczych poszukiwań, Zakochany Paryż, na który składają się etiudy plejady wybitnych reżyserów, nie jest niczym nowym ani odkrywczym. Wspomnijmy choćby nowelowy cykl 10 minut później, nowojorskie Tube Tales czy Erosa albo jeszcze lepiej film Lumiere i spółka, będący przykładem o tyle adekwatnym, że najbardziej zbliżonym do Paryża pod względem strukturalnym. W dodatku Zakochany Paryż odgrzewa pomysł z 1965 roku, Paris vu par…, nowofalowy portret stolicy francuskiej, w którym pozowała ona przed obiektywem takich mistrzów francuskiej kinematografii jak Jean-Luc Godard, Claude Chabrol czy Eric Rohmer. A jednak produkcja Claudie Ossard (Amelia) różni się znacząco od tych projektów swoją wewnętrzną organizacją i wyrównanym poziomem artystycznym wchodzących w jej skład nowel.
Pomysł był taki, żeby banalny koncept miłości w mieście nad Sekwaną zobrazowało 18 filmowców z całego świata. Chodziło o to, żeby pokazać Paryż jako ikoniczną metropolię z jej romantycznym potencjałem, ale bez uciekania się do turystycznej cepelii i walentynkowej taniochy. I chyba można powiedzieć, że owe postulaty zostały w pełni zrealizowane. Próżno tu bowiem szukać dwóch podobnych fabuł, stereotypowych rozwiązań, narracyjnej łatwizny czy ogranych schematów.
Każdy z reżyserów kręci w innej, odpowiadającej jego preferencjom estetycznym i ideologicznym dzielnicy. Każdy z nich przywiózł przecież do tego miasta nie tylko osobiste sentymenty, ale i kulturową erudycję oraz znajomość europejskiego kina. Dlatego etiudy mówią tyleż o Paryżu, co o kręconych w jego plenerach aktorach i filmujących ich twórcach.
Powstaje w ten sposób koncert wielkich osobowości kina. Frederic Auburtin składa hołd aktorstwu Geny Rowlands, Isabell Coixet (Życie ukryte w słowach) powraca do tematu poświęcenia i oddania w miłości. Społecznie uwrażliwiony Walter Salles (Kroniki motocyklowe) wybiera szesnastą dzielnicę, by krótko opowiedzieć o życiu latynoskiej emigrantki, która to opowieść mogłaby być dalszym ciągiem filmu Maria łaski pełna. Wes Craven (Koszmar z ulicy Wiązów) kręci na Pere Lachaise, gdzie w typowej dla swoich filmów nagrobnej scenografii snuję opowiastkę o narzeczeńskiej kłótni z duchem Oscara Wilde'a w roli rozjemcy. Nowela braci Coen ze Steve'em Buscemi, która rozgrywa się na stacji metra, jest kwintesencją stylu ich filmografii. Gus van Sant (Słoń) w swojej etiudzie z Marianne Faithfull komentuje swój poprzedni film Last Days, a segment Vinzenza Nataliego świadomie czerpie z roli Ellijah Wooda w Sin City, gdzie tenże wcielił się wampirycznego zabójcę. Tak oglądany Paryż jawi się jako multikulturowe metropolis, które mówi wieloma językami, mieni się wieloma rasami, ale i podzielone jest wieloma granicami, które wyznacza zarówno dzielnica, jak i klasa.
Niepowtarzalna szansa, by zwiedzić francuską stolicę w zaledwie 2 godziny, nie ruszając się z miejsca.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze