„Ukryte wady”, Elsebeth Egholm
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuGatunkowo, powieść przynależy do kryminału, choć od pierwszych stron wiadomo, że autorka użyje konwencji dla celów wyższych. Szczęśliwie, zamiast iść w namiastkę, funduje krwistą fabułę, pełną niespodziewanych zwrotów akcji, zwieńczoną atrakcyjnym zakończeniem. Dania Ukrytych wad wydaje się krajem, gdzie nie ma już miejsca na skrajności - ani na wielką miłość, ani na wielkie cierpienie.
Skandynawia to dziwny region. Powstały tam Muminki i potwory z Lordi, za nicnierobienie dostaje się ciężkie miliony, a satanizm jest najlepszym towarem eksportowym. W tym sensie, Dania, gdzie żyją bohaterowie Ukrytych wad, leży dużo dalej od Polski niż wskazywałaby na to mapa.
Gatunkowo, powieść Elsebeth Egholm przynależy do kryminału, choć od pierwszych stron wiadomo, że autorka użyje konwencji dla celów wyższych. Szczęśliwie, zamiast iść w namiastkę, funduje krwistą fabułę, pełną niespodziewanych zwrotów akcji, zwieńczoną atrakcyjnym zakończeniem.
Trzy kobiety natrafiają na trupa noworodka, płynącego rzeką. Robi się z tego afera, bo w spokojnej, bogatej Danii dzieciobójstwo nie zdarza się często. Przy trupie, ochrzczonym Mojżeszem (dość to makabryczne), znajduje się fragment Koranu, co rzuca podejrzenie na lokalną mniejszość Arabską. A dalej jest już tylko gorzej, ze szpitala znika kolejne dziecko, policja staje na głowie, by znaleźć obłąkaną matkę — morderczynię, jest jednak jasne, że rozwiązanie tajemnicy stanie się udziałem trzech kobiet, które Mojżesza znalazły.
Sam wątek matki zabijającej własne dziecko, więcej nawet, dążącej do dalszego zabijania, budzi autentyczne przerażenie, a Duńczykom zwyczajnie nie mieści się w głowie. Do tego, śledztwo dokonuje się w cieniu wydarzeń 11 września i część łagodnego zazwyczaj, duńskiego społeczeństwa domaga się wywalenia każdego Araba poza granice kraju. Elsebeth Egholm kreśli te społeczne niepokoje delikatnie i umiejętnie, czyniąc z nich jedynie tło dla dramatów prywatnych. Te są znajome, wręcz zwyczajne, ot, rozpady małżeństw, chłód międzyludzki, straszliwy egoizm, wreszcie — zdrada. Nic o czym byśmy nie słyszeli, więcej nawet, w Ukrytych wadach nie znajdujemy ani jednego niezwykłego wydarzenia.
Przeraża sam nastrój, społeczny klimat, żywcem wyjęty z książek Houellebecq'a. Pijany Francuz zrobił karierę pisząc powieści fantastyczne, w których pomstuje na współczesną ludzkość, jej zatomizowanie i niezdolność do wzruszeń. Społeczeństwo duńskie, opisane przez Elsebeth Egholm właśnie takim się jawi, rzeczy które być może nas by jeszcze ruszyły, naszych dziadków na pewno, tam przyjmowane są ze wzruszeniem ramion. Potępieńcza obojętność zostaje skontrastowana z dziecięcym trupem, ten niczym wyrzut sumienia spływa rzeką, trafia do gazet i telewizji, a dramat kryjący się za tą śmiercią podważa model zimnego społeczeństwa dobrobytu, gdzie "takie rzeczy się nie dzieją".
Dania Ukrytych wad wydaje się krajem, gdzie nie ma już miejsca na skrajności — ani na wielką miłość, ani na wielkie cierpienie. Brakuje języka by o tym opowiadać, nie sposób znaleźć wzorców zachowań, które pozwoliłyby przejść przez te stany, trzeba działać na oślep lub dusić emocje w sobie, aż znajdą przypadkowe ujście. Na przykład, w dzieciobójstwie. Nie wiadomo nawet co z taką morderczynią zrobić, zwyczajnie o niej nie pomyślano — nie da się ani jej pomóc, ani nawet naprawdę ukarać. Jestem przekonany, że historia martwego Mojżesza zostanie wkrótce zapomniana i wszyscy powrócą do błogiego samozadowolenia.
Nazwisko autora Możliwości wyspy nie pada w Ukrytych wadach ani razu. Niemniej, duch francuskiego pisarza unosi się nad całą książką.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze