"Kultura kłamstwa", Dubravka Ugresic
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuEseje Ugresic, momentami strzępki słów i wspomnień, czyta się trochę jak militarną fantastykę bliskiego zasięgu albo political fiction – kto zna wczesne zbiorki opowiadań Rafała Ziemkiewicza, ten mniej więcej wie, o co tu chodzi. Pojawia się nieznośnie poczucie, że ten świat, gdzie na życzenie fotoreporterów zbiera się ciała pomordowanych, by zdjęcie wyszło lepiej, a za gwałt dostaje się miesiąc albo dwa więzienia, to jakaś upiorna odnoga historii, a nie miejsce tuż koło nas.
Pozornie w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat nie sposób było zapomnieć o Jugosławii. Za komuny dość powszechnie uchodziła ona za kraj, gdzie jest „trochę lepiej”, jeździło się tam po zabawki i pomarańcze, a niektórzy nawet przemykali na dziko do Włoch. Potem nastąpiła rzeź na Bałkanach, z Polski ruszyły kontyngenty pomocy, region nie znikał z ekranów telewizorów. Można by więc uznać, że o państwach byłej Jugosławii Polacy wiedzą sporo. Lektura „Kultury kłamstwa” pokazuje, że nie mamy o nich pojęcia. Nie oświeciły nas reportaże w prasie i telewizji, książki Stasiuka (nomen omen wydawcy tego polskiego przekładu), relacje z procesu Slobodana Miloševicia (skąpe – podobno genialnie się bronił). Można odnieść wrażenie, że nawet globalna wioska Internetu nie rozciągnęła się na Serbię, Chorwację i inne kraje regionu.
Jakkolwiek sentymentalnie by to brzmiało, ale cała książka jest niezwykle sentymentalna, jakby wbrew modzie na wykoncypowaną eseistykę, autorka próbowała zminimalizować dystans między sobą a czytelnikiem.
Nagle okazuje się, że Polaków i narody bałkańskie niewiele łączy. Można wymienić doświadczenie komunizmu, choć z gruntu odmienne ze względu na dużą niezależność i trwałość rządów Tito. Jugosławia zresztą była zjawiskiem sztucznym, zbudowanym wbrew racjom narodowym i etnicznym. Ze zjawisk bliższych zostaje uwielbienie dla południowoamerykańskiej telenoweli „Niewolnica Isaura” i umiłowanie – mowa o pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych – tanecznej wersji muzyki ludowej. Dzieli chyba wszystko inne.
Sztuczność i niefortunność pomysłu politycznego Jugosławii nie zmienia faktu, że z „Kultury kłamstwa” bije poczucie osierocenia, a całą książkę można uznać za świadectwo utraconej tożsamości. Archaiczny świat kultu prezydenta Tito i patriotyczne elementarze stanowiły rodzaj spoiwa, które dawało ludziom namiastkę poczucia tożsamości. Brak możliwości określenia, przymusowe wygnanie stało się udziałem nie tylko Dubravki Ugresic, ale całego pokolenia intelektualistów. Pisarzowi eks-jugosłowiańskiemu – czytamy – pozostają trzy wyjścia: transformacja i adaptacja, wewnętrzna emigracja z nadzieją, że krótko potrwa; emigracja rzeczywista z nadzieją, że będzie tymczasowa. Wszystkie trzy są świadomym przejściem przez śmierć, dokonanym po to by zapracować na prawo do drugiego życia. Kiedy były jugo-pisarz wykonuje samobójczy skok, towarzyszy mu nadzieja, że znów wypłynie na powierzchnię, tym razem już jako… pisarz. Nie znajduje słuchaczy w swoim własnym kraju, więc mówi do obcych. Ci być może jeszcze go wysłuchają.
Poczucia odosobnienia dopełnia wstyd, bo w opinii autorki za okrucieństwa na Bałkanach odpowiadają po części wszyscy, którzy tam żyli. Przemoc zaś nie znajduje wyjaśnienia. Ale na „Kulturę kłamstwa” nie składają się wyłącznie refleksje na temat wojen i rzezi – większą część książki zajmują rozmyślania nad losem własnym i swojego pokolenia. Ugresic próbuje rozprawić się z duchem patriarchatu, wciąż rozdającym karty w jej rodzinnej Chorwacji. W tym miejscu i kilku innych pozostawia poczucie niedosytu.
Większość współczesnych książek eseistycznych ma dość luźny – by nie rzec przypadkowy — charakter. Tu motywem przewodnim jest rozpad kraju, przekładający się na dekompozycję tożsamości jednostki. Lektura nie jest łatwa, trudno też tę grubą książkę przeczytać w dwa-trzy wieczory. Dla zainteresowanych problematyką bałkańską – obowiązek.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze