„Kochać na zawsze. Jak sprawić, aby miłość nie przemijała”, Diana Kirschner
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuTo opasły poradnik autorstwa doktor Diany Kirschner – psychiatry niezwykle popularnej w Stanach Zjednoczonych za sprawą programów telewizyjnych o miłości. To bardzo szczegółowy program pracy nad sobą, zawarty w stworzonym przez Kirschner programie The Love Mentoring™. Podobno dzięki niemu każda kobieta, która będzie chciała zbudować z ukochanym mężczyzną prawdziwy związek, znajdzie praktyczny na to sposób.
Temu poradnikowi patronuje wypowiedź poety Oskara Wilda, który stwierdził kiedyś, że tajemnica miłości jest bardziej nieodgadniona niż tajemnica śmierci. Uczciwie trzeba przyznać, że miał rację. Po śmierci mamy dwie opcje: rozpłynąć się w niebycie lub rozpocząć duchową egzystencję. Miłość daje zdecydowanie więcej możliwości, więc trudno się dziwić, że więcej powstało poradników miłosnych dla samotnych mężczyzn i kobiet niż ksiąg o świadomym umieraniu. Do tych pierwszych zalicza się opasły poradnik autorstwa doktor Diany Kirschner – psychiatry niezwykle popularnej w Stanach Zjednoczonych za sprawą programów telewizyjnych o miłości. Jej książka Kochać na zawsze. Jak sprawić, by miłość nie przemijała to bardzo szczegółowy program pracy nad sobą, zawarty w stworzonym przez Kirschner programie The Love Mentoring™. Podobno dzięki niemu każda kobieta, która będzie chciała zbudować z ukochanym mężczyzną prawdziwy związek, znajdzie praktyczny na to sposób. Najważniejsze jest, jak twierdzi Kirschner, uczciwe przyjrzenie się własnej osobie i odrzucenie kilku mitów na temat kobiet i mężczyzn. Na czym ów program w skrócie polega i czy warto wydać na taki podręcznik ponad 30 złotych? Na to pytanie powinny odpowiedzieć sobie czytelniczki, bo to do nich adresowana jest ta publikacja. I mimo że tekst ten pisze mężczyzna, autor pozwoli sobie na kilka krytycznych opinii, bo przecież chodzi o facetów, a właściwie o zdobycie ich „niewiernych” serc.
Na początku musimy przebrnąć przez kilkadziesiąt szczegółowych pytań w stylu: Kto powinien przeczytać tę książkę?, Kim jestem?, a później: Dzięki tej książce dowiesz się…., Zatem pragniesz zaangażowania? (tu zdecydowanie przyda się cierpliwość, ale jest to może element autoterapii – uświadomienie sobie tego, czego naprawdę się pragnie; tylko ile razy można o to pytać?). Później przechodzimy do autorskiego programu Kirschner, którego niestety nie można streścić w kilku słowach, bo wszystko się jakoś rozmywa. Mimo to spróbujmy wyodrębnić kilka elementów: przede wszystkim trzeba zabić w sobie przekonanie, że wszyscy mężczyźni to dupki, że nigdy nie doświadczy się trwałej miłości („bo coś jest ze mną nie tak”) i że prawdziwa miłość nie istnieje, bo to tylko układ. Później należy pokonać lęki, które niweczą szansę na trwałą miłość, a następnie poznać siedem „prawdziwych” praw przyciągania i stworzyć warunki do zaangażowania, jakiego się pragnie itp. itd. Całkiem proste!
Cóż, w moim przekonaniu książka nie wnosi nic nowego do kwestii relacji damsko-męskich, gdyż jest w niej to, co od dawna opisują wszelkiego rodzaju podręczniki: że trzeba wyzwolić się ze swoich kompleksów, spróbować spojrzeć na związek tak, jak postrzega go mężczyzna, oraz zrozumieć, że te same kwestie każda płeć będzie interpretować w odmienny sposób. Kirschner uważa, że budowanie relacji z mężczyznami należy rozpocząć od siebie, czyli wyeliminować swoje kompleksy, przede wszystkim pozytywnie o sobie myśląc. Amerykańska psycholog powiela prawdę znaną już od dawien dawna chociażby przez buddyjskich mnichów, którzy twierdzili, że nasze myślenie potrafi zmieniać rzeczywistość, że myśl potrafi się zmaterializować i że dzięki optymizmowi możemy zmienić świat i siebie na lepsze. Oczywiście autorka ciekawie przedstawiła to w kontekście damsko-męskich relacji, posługując się kilkoma naukowymi określeniami. Ale Ameryki na pewno nie odkryła. Co nie znaczy, że po książkę nie należy sięgać, bo przecież jest to jedna z form autoterapii, która na pewno czytelniczkom nie zaszkodzi, a może w niektórych przypadkach skutecznie pomoże.
Jest jeden mankament, który może zrazić te osoby, które już kiedyś miały do czynienia z tego typu publikacjami. Książkę Kirschner czyta się niestety tak, jakby był to ukryty przekaz marketingowy, który w skrócie brzmi: kup kolejną książkę autorki, odwiedź jej stronę internetową, obejrzyj program w telewizji itp. Nawet pojawiające się określenie „doradca miłości” opatrzone jest skrótem TM, czyli Trade Mark (Znak handlowy), bo Kirschner stworzyła sieć doradców w sprawach miłosnych, którzy w oparciu o jej program (The Love Mentoring™) pomagają nieszczęśliwym Amerykanom. No i trzeba umieć przetrawić takie zdanie: Regularne praktykowanie intencji miłosnej sprawi, że twoje połączenia neuronowe zmienią się, dzięki czemu myśli o związku zostaną skojarzone z intencją, a cała sieć pozytywnych połączeń zacznie się rozwijać i powiększać. W efekcie powstanie silniejszy „mięsień” odpowiedzialny za pojawienie się tej właściwej dla ciebie miłości.
Może u jakiejś czytelniczki taki mięsień rzeczywiście się powiększy? Trzeba tylko być ostrożnym, bo taka „umięśniona” osoba może zmienić się w filmową Bridget Jones, która w pewnym momencie przestała wychodzić z domu, bo musiała przeczytać setkę podręczników, „przez przypadek” zalegających na jej półce. Książka książką, a życie życiem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze