"Barbershop", reż. Tim Story
MAGDALENA LITTERER • dawno temuWyjściowe założenia fabuły filmu, stwarzające szerokie pole manewru dla inwencji twórców, idealny wręcz punkt wyjścia do opowiedzenia epopei czarnoskórych Amerykanów, zostały niestety przekute głównie w ilość, w mniejszym stopniu w jakość.
Barbershop jest czarną — nie w sensie poczucia humoru, lecz grupy etnicznej,z której rekrutują się protagoniści — komedią. Ponieważ to komedia z ambicjamisportretowania społeczności Afro-Amerykanów w Stanach Zjednoczonych,widzowi zostały oszczędzone najpodlejsze triki, chwyty, dowcipy i gagi rodemz konwencjonalnych współczesnych komedii hollywoodzkich. Ale tylkote najpodlejsze — w filmie wciąż roi się od nieoryginalnego humoru, hałaśliwegoprzerzucania się kwestiami i naiwności bohaterów, której trudno dać wiarę.
Choć już sama realizacja filmu z ambicjami w Hollywood, zważywszy na realia dzisiejszego showbiznesu, jest nielada sukcesem, nie można przymknąć oczu na fakt, że kapitanowi tego przedsięwzięcia i jego majtkom nie udało się wyminąć rafy, o którą rozbiją się praktycznie wszystkie produkcje amerykańskie; czy to jakiegoś bliżej nieznanegow świecie reżysera kiepskich teledysków, jakim jest twórca Barbershop, Tim Story,czy takiego bonzo jak Steven Spielberg. Tą zgubną rafą jest pokusa sięgnięcia po stare,wypróbowane, zajeżdżone jak łysa kobyła clichés. Ów nieprzeparty seksapil stereotypów wynika zapewne z niezrozumiałego dla mnie, choć opartego prawdopodobniena jakichś silnych fundamentach ekonomicznych, przeświadczeniu producentów, że widz chce oglądać tylko to, co już widział i zna jak własną kieszeń, lubi tylko te piosenki,które już zna. W przypadku Barbershop mamy do czynienia z tym samym zjawiskiem,a wszystko to w imię przełamywania… stereotypów.
Jak już wspomniałam wyżej, drugim dnem Barbershopu jest szeroko rozumiana promocjakultury afroamerykańskiej: rzecz o dumie, dziedzictwie, obronie przed utratą tożsamości,awansie społecznym i, co za tym idzie, rozbiciu jedności społeczności murzyńskiej.Doskonały pretekst do poruszenia tych wszystkich spraw daje zawiązanie fabuły filmu:Mijają dwa lata, odkąd czarnoskóry Calvin Palmer (Ice Cube) odziedziczył po ojcu, a założonyprzez dziadka tytułowy zakład fryzjerski i golarski na przedmieściach Chicago. Ponieważ interesjest nierentowny, Calvin postanawia go sprzedać i zainwestować w studio nagraniowe.Realizacji tej słusznej na płaszczyźnie ekonomicznej decyzji Calvin zacznie poniewczasieżałować, gdy uświadomi sobie, że sprzeniewierzył się nie tylko woli ojca i samemu sobie,lecz swego rodzaju misji społecznej, której hołdować powinni czarnoskórzy Amerykanie.Prowadzony przez niego barbershop pełni bowiem wielorakie funkcje: klubu dyskusyjnego,lokalnego ośrodka kultury, "przeczekalni" dla tych bezrobotnych i emerytów,którzy nie mają się gdzie podziać za dnia, punktu usługowego, który tworzy miejsca pracy dla nękanych bezrobociem pobratymców.Ale na tym nie koniec — znaczenie zakładu fryzjerskiego Calvina wykracza poza ramy utylitaryzmu,gdyż dla Afro-Amerykanów, z takim trudem awansujących z pozycji wolnych "niewolników",najtańszej siły roboczej do niższej klasy średniej, stale zmuszonych, chociażby sami przed sobą,legitymizować swoje miejsce w społeczeństwie amerykańskim, barbershop jest ważnym,wręcz pomnikowym symbolem "zasiedzenia", małej stabilizacji ekonomicznej tej poszkodowanej, przez tyle lat dyskryminowanej rasowo mniejszości w Stanach Zjednoczonych.
Idea filmu i podstawowe założenia scenariusza stwarzające szerokie pole manewru dla inwencji twórców, doskonały punkt wyjścia do opowiedzenia epopei czarnoskórych Amerykanów,zostały niestety przekute głównie w ilość, a w mniejszym stopniu w jakość. Jak w cygańskim wozie, żeby nie rzec tautologicznie: jak w murzyńskim barbershopie- u nich błękit, u nich fiolet, u nich dole i niedole , ale przede wszystkim nadmiar spontanicznych charakterów i ich indywidualnych historii, epizodów i hałaśliwych dysput. Na Barbershop można się przejść do kina,by docenić, iź większość filmów, jakie trafia na nasze ekrany, jest robionych przez zimnych, skrytych, milkliwych, nieprzeniknionych, na tym tle, Anglosasów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze