„Zapiski z małej wyspy”, Bill Bryson
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuDogłębny, chociaż potraktowany z przymrużeniem oka, przewodnik po Wielkiej Brytanii, opisujący miejsca, które nigdy nie znajdą się w orbicie zainteresowań przeciętnego turysty, a które, z reporterskiej ciekawości, warto zobaczyć. Książka Brysona unika schematów, przez co ma w sobie kapitalną dozę oryginalności – przede wszystkim wyjątkowego, inteligentnego humoru, bo Bryson potrafi jednocześnie podśmiewać się z siebie i z tego, co widzi.
Ponad pół miliona Polaków wyemigrowało do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu pracy, kariery, a często szans na przetrwanie. Nic więc dziwnego, że mała, zamglona wyspa na Oceanie Atlantyckim istnieje w naszej świadomości jako miejsce do zarabiania pieniędzy, a nie atrakcja turystyczna. Właśnie dlatego warto sięgnąć do książki Billa Brysona Zapiski z małej wyspy – wciągającego reportażu o Wielkiej Brytanii, a przede wszystkim o Londynie. Amerykanin Bill Bryson był swojego czasu współpracownikiem brytyjskich gazet The Times oraz The Independent, a za swoje zasługi 3 lata temu otrzymał Order Imperium Brytyjskiego. Brytyjczycy zbyt często nagród nie przyznają, więc reporterska twórczość Brysona zasługuje na szczególną uwagę. Tym bardziej, że amerykański pisarz, chociaż Wielką Brytanię pokochał miłością pierwszą, jest wobec niej bardzo krytyczny (jak przystało na profesjonalnego reportera, który potrafi docenić pozytywy, a skrytykować to, co krytyki wymaga). Każdy z nas ma swoje mniej lub bardziej subiektywne opinie o innych krajach, także o Wielkiej Brytanii. Sprawdźmy więc, czy różnią się one od spostrzeżeń Brysona.
Autor Zapisków z małej wyspy pisze m.in. o ciekawych zjawiskach kulturowych, które w Stanach Zjednoczonych byłyby prawdopodobnie nie do pomyślenia. Interesuje go chociażby fenomen tzw. poprawności politycznej. Bryson zastanawia się m.in. nad racją istnienia brytyjskiego sitcomu Mój sąsiad jest bambusem, w którym padają hasła w stylu: Boże święty, babcia, w twojej szafie jest kolorowy facet lub Przecież nie mogłem go po ciemku zobaczyć, no nie? Próbuje również odpowiedź na pytanie: dlaczego Anglicy, wracając z wycieczki do Francji, pozwalają sobie na sformułowania typu: Sześćdziesiąt franków za taki wypierdek koziego sera? Twoja stara ci za to nie podziękuje. Czyżby Anglicy byli na bakier z tolerancją, otwartością na inne kultury lub mieli klasyczny problem z ogładą towarzyską? Przekonajmy się sami. Efekt „śledztwa”, prowadzonego przez Billa Brysona, zaskoczy nas z całą pewnością.
Amerykański dziennikarz stawia również inne pytania, np. co jest przyczyną tego, że Brytyjczycy z wszystkich grup wiekowych i społecznych autentycznie podniecają się w obliczu perspektywy wypicia czegoś ciepłego. Alkohol? To rozumiem, ale dlaczego mało wyrazista herbata, pita przede wszystkim o piątej po południu? Może kubki smakowe Brytyjczyków różnią się od naszych? A może to kwestia mentalności?
Niespodzianką dla czytelnika będą również typowo brytyjskie sformułowania, używane na co dzień przez wyspiarzy. Okazuje się więc, że dirty weekend to „zakazane weekendowe rozkosze”, loo to „klozet”, complete pillock to „totalny idiota”, a swift shag against the cooker oznacza: „szybkie dymanko z oparciem o kuchenkę”.
Trzeba jednak przyznać, że sam autor książki do zbyt kulturalnych osób nie należy. Zastanawia się bowiem, dlaczego właścicielka pensjonatu, w którym mieszka, nosi nazwisko Smegma (smegma to wydzielina napletka), kim jest pan Crapspray („Kupopryskacz”) i Pantyshield („Majtkotarcza”) oraz dlaczego po wyjściu ze stacji metra o dźwięcznej nazwie Tower Hill, nie zobaczył ani wieży, ani wzgórza? (dodatkowa zagadka: co kryje się pod nazwami miejscowości „Titsey” i „Pleasure Gardens”?).
Zapiski z małej wyspy to dogłębny, chociaż potraktowany z przymrużeniem oka, przewodnik po Wielkiej Brytanii, opisujący miejsca, które nigdy nie znajdą się w orbicie zainteresowań przeciętnego turysty, a które, z reporterskiej ciekawości, warto zobaczyć. Książka Brysona unika schematów, przez co ma w sobie kapitalną dozę oryginalności – przede wszystkim wyjątkowego, inteligentnego humoru, bo Bryson potrafi jednocześnie podśmiewać się z siebie i z tego, co widzi. Może dlatego Sunday Telegraph przewrotnie napisał: Jest tu równie dużo Brysona, co Wielkiej Brytanii.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze