Nie uciekam od bolesnych spraw
DOROTA ROSŁOŃSKA • dawno temuWedług niego pomoc to coś normalnego, co powinno przychodzić nam bez trudu. Sam wybrał jedną z najtrudniejszych metod pomocy - bezpośredni kontakt z chorym. Jego zdaniem na taki kontakt stać każdego... O tym, że warto pomagać, rozmawialiśmy z aktorem Robertem Kudelskim.
Otrzymał pan w tym roku statuetkę "Aladyn" Fundacji Spełnionych Marzeń, która pomaga dzieciom chorym na raka. Musiał pan zrobić coś niezwykłego dla podopiecznych fundacji. Co pan zrobił?
R.K. - W pomaganiu i byciu z tymi, którzy potrzebują wsparcia, nie ma nic niezwykłego. W byciu wsparciem dla drugiego człowieka też nie ma nic nadzwyczajnego. Dostałem wiele od losu. Zaznałem dobroci i szczęścia. I dzielę się tym z ludźmi, dla których los nie był aż tak łaskawy.
Jestem wzruszony tą nagrodą, ale też trochę zakłopotany, bo wolę nieść pomoc bez błysku fleszy. Z drugiej strony wiem, że to ważne dla dzieciaków, że odznaczyły mnie tą piękną statuetką.
Czym dokładnie zajmuje się Fundacja Spełnionych Marzeń?
R.K. - Małgosia i Tomek Osuchowie założyli fundację, aby spełniać marzenia dzieci chorych onkologicznie. Pokazują też drogę tym, którzy chcą pomagać, ale nie wiedzą od czego zacząć.
Może zwrócę się z prośbą do właściwej osoby… Byłam kiedyś w Instytucie Matki i Dziecka na Oddziale Onkologii. Na konsultację u lekarza czeka się po pięć godzin (niestety jest tylu potrzebujących). Warunki w poczekalni są kiepskie, zwłaszcza dla dzieci — nieliczne, brudne i popsute zabawki to jedyny "umilacz" czasu. Wiadomo, że Instytut nie ma pieniędzy na nowe zabawki czy kredki do poczekalni. Czy fundacja mogłaby to zmienić? Z pewnością ma poważniejsze wyzwania, ale te kilka przedmiotów do zabawy przydałyby się w tamtym miejscu…
R.K. - Fundacja Tomka i Małgosi właśnie tym się zajmuje. Mają pod opieką szpitale Wolski i na ulicy Litewskiej w Warszawie. Dzięki nim dzieci zapominają, choć na chwilę, o swojej chorobie. Tomek powiedział mi kiedyś, że Fundacja Spełnionych Marzeń chce przede wszystkim spełniać marzenia chorych dzieci. Leczenie zostawia lekarzom. I wiele w tym prawdy. Małgosia z Tomkiem leczą dziecięce dusze, starając się chociaż na chwilę przedłużyć ich dzieciństwo, zabrane przez chorobę.
Dlaczego zdecydował się pan na taką pomoc? Chore dzieci to bolesny temat i trzeba mieć odwagę i siłę, by z nimi przebywać, przyjaźnić się i jednocześnie nie pokazywać swoich emocji, jakie wywołuje w nas ich choroba…
R.K. - Mam w sobie poczucie obowiązku, aby być z tymi słabszymi i dzielić się siłą, którą dał mi los. Nigdy nie uciekam od spraw bolesnych.
Często traktujemy ludzi chorych, jakby byli z innego świata. A to jest nasz świat. Nigdy nie wiadomo czy za dzień, dwa to my nie będziemy chorzy. Wtedy dopiero zaczniemy zauważać brak podjazdów dla wózków, że ludzie się nas boją, że nasz kraj jest dla ludzi zdrowych, a chorych spycha się na margines. Wolimy, jak małe dziecko — zamknąć oczy i nic nie widzieć. Bo skoro czegoś nie widzimy, to tego nie ma.
Co panu dało zaangażowanie się w pomoc fundacji?
R.K. - Poznałem fantastycznych ludzi, onieśmiela mnie ich dobro. Stąd to zakłopotanie przy odbiorze statuetki.
Czy namówił pan kogoś z kolegów po fachu, by również pomogli?
R.K. - Namawiam cały czas. Ale niektórzy mówią mi, że nie radzą sobie psychicznie w wielu sytuacjach. Nie do końca rozumiem taką postawę, ale szanuję.
Jaką radę ma pan dla wolontariuszy, którzy chcieliby pójść w pana ślady?
R.K. - Zwróćcie się do Tomka i Małgosi Osuchów. Oni Was poprowadzą, tak jak mnie.
Czy osobie znanej z mediów łatwiej jest pomóc potrzebującym? Znana twarz przyciąga uwagę społeczeństwa, a także sponsorów. Czy zdecydowałby się pan na taką działalność, gdyby nie był pan aktorem?
R.K. - Nie trzeba być znanym, by pomagać. Nie trzeba mieć pieniędzy, by pomóc dziecku w lekcjach, pograć z nim w piłkarzyki czy po prostu pogadać. Mój fach nie ma znaczenia, choć rozmawia pani właśnie ze mną, bo jestem popularny i dzięki temu w końcu mówimy o potrzebie pomocy.
Kochane czytelniczki! Rozejrzyjcie się wokół siebie. Pomagajcie sobie nawzajem. Przeprowadźcie starszą osobę przez ulicę, pomóżcie sąsiadowi znieść wózek inwalidzki. To nic nie kosztuje.
Nadal będzie pan pomagał chorym dzieciom? W jaki sposób?
R.K. - Dzieciom i dorosłym. Często dorośli, rodzice dzieci chorych też potrzebują wsparcia i nadziei.
fot. M. Pietruszynski
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze